54-letni Chaltmaagijn Battulga został zaprzysiężony w poniedziałek, trzy dni po drugiej turze wyborów, którą wygrał niewielką różnicą głosów.

Battulga był kandydatem centroprawicowej Partii Demokratycznej, pozostającej w opozycji do mającej rząd postkomunistycznej Partii Ludowej. Z Partii Demokratycznej  wywodzi się dotychczasowy prezydent Cachiagijn Elbergordż, który po dwóch kadencjach nie mógł walczyć o reelekcję.

Mongolia jest krajem o wielkiej powierzchni (1,56 mln km kw, pięć razy więcej niż terytorium Polski) i małej populacji (ledwie 3 miliony mieszkańców), bogatym w surowce: węgiel, molibden, złoto, miedź.

Ma tylko dwóch sąsiadów - Chiny i Rosję. By jakoś osłodzić sobie to położenie, mianem "trzeciego sąsiada" jej władze określają Zachód - Unię Europejską i USA. Współpracują też z NATO.

Jak pisała agencja Reuters, część zagranicznych inwestorów obawiała się, że Battulga zrealizuje to, co zapowiadał w kampanii wyborczej: przejęcie większej kontroli państwa nad atrakcyjnymi kopalniami. Na dodatek w czasie walki wyborczej zdarzało mu się krytykować Chiny, najważniejszego partnera handlowego Mongolii.

Reklama
Reklama

Battulga jest barwną postacią, zanim trafił do polityki (był wiele lat ministrem transportu i budownictwa), zasłynął jako sportowiec (uprawiał miejscową odmianę zapasów i dżudo) i szef krajowego związku dżudo. W czasie gdy był prezesem związkui, mongolski dżudoka po raz pierwszy zdobył złoty medal olimpijski, co spopularyzowało niezwykle tę dyscyplinę sportu wśród Mongołów. Jest też biznesmenem, który w czasie gdy upadał komunizmu, zarobił pierwsze duże pieniądze na sprzedaży na Węgrzech wyprodukowanych w swoich zakładach dżinsów.

Potem dorobił się korporacji taksówkarskiej, hotelu, restauracji, młyna, zakładów mięsnych i parku rozrywki poświęconego najważniejszej postaci mongolskiej historii Czyngis-chanowi. Mogołowie mają problem z Czyngis-chanem, bo na Zachodzie jest zazwyczaj postrzegany jako symbol azjatyckiego okrucieństwa.

Rozmawiałem o tym w 2013 roku z prezydentem, wczoraj zakończył drugą i ostatnią kadencję, Cachiagijnem Elbegdordżem.

- Wielu źle go ocenia. Ale Czyngis-chan był bardzo dobry. Dlaczego jest inaczej oceniany? - Bo nie miał PR-owców, pisali o nim wrogowie. Czyngis-chan działał zgodnie z prawem pisanym, szanował różne religie, popierał wolną wymianę handlową, chronił Jedwabny Szlak. Nigdy nie prowadził wojny przeciwko innemu narodowi bez powodu. Czyngis-chan uważał, że realizuje wolę bożą i zaprowadza sprawiedliwość na ziemi. On stworzył podstawy nowego nowoczesnego świata, wiele od Mongolii przejęły wówczas Chiny, Rosja, Indie, Bliski Wschód, Europa - mówił "Rzeczpospolitej" prezydent Mongolii.

Przypomniałem tę rozmowę na Twitterze. Zareagował Radosław Sikorski. Napisał, że jako szef MON otrzymał pamiątkowy medal na 800-lecie Czyngis-chana. "I tłumaczyłem, że u nas to kontrowersyjna postać".

Cachiagijn Elbegdordż nie bał się pytań związanych z historią. Powiedział mi wówczas, że ma dobre skojarzenia z Polską: - Poczynając od bardzo dawnych czasów. Polskie i mongolskie wojska spotkały się w 1241 roku pod Legnicą.

- Ale jako przeciwnicy - dodałem lekko zaskoczony.

- Od tej pory się znamy - odparł ze spokojem mongolski pezydent.