Wiemy z pewnością to, że administracja Trumpa nie próżnuje w nawiązywaniu kontaktów z najważniejszymi państwami Azji Wschodniej. Po Jamesie Mattisie, nowym sekretarzu amerykańskiej obrony, do Japonii i Korei Południowej pojechał Rex Tillerson, sekretarz stanu. Jego podróż składała się także z trzeciej części, wizyty w Pekinie. Między 15 a 18 marca światowe media śledziły każde, nawet najmniejsze doniesienie z pierwszej tak poważnej wizyty człowieka, który określił siebie jako kogoś, kto "nie dopuszcza do siebie wielu mediów". Słowa, które w oryginale brzmiały: "'I'm not a big media press access person" usłyszała od Tillersona Erin McPike, jedyna dziennikarka, która zabrano na pokład amerykańskiej delegacji. Prawicowy "Independent Journal Review" miał powody do dumy, reszta przedstawicieli prasy musiała podążać za politykiem we własnym zakresie. Amerykański MSZ zapewniał, że chodzi jedynie o oszczędności kosztów, jednak dziennikarze twierdzili, że ich redakcje i tak dotychczas pokrywali koszty ich podróży.