Jak Chiny stały się najważniejszym pośrednikiem w międzynarodowym handlu? Chcąc odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć o ponad siedemdziesiąt lat do zielonego stanu New Hampshire. 1 lipca 1944 roku w hotelu Mount Washington w sennym miasteczku Bretton Woods rozpoczęła się konferencja walutowo-finansowa ONZ. Brały w niej udział ówczesne największe potęgi gospodarcze będące pod koniec wojny sojusznikami, a rezultatem rozmów było podpisanie tzw. układu z Bretton Woods. Miał on na celu ustalenie zasad zapewniających kontrolę i stabilność walut w powojennym kapitalizmie, tak żeby nie powtórzył się kryzys ekonomiczny z okresu przedwojennego. Uzgodniono, że waluty będą miały stały kurs wymiany powiązany z wartością złota i dolara amerykańskiego. Powołano też Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), który miał koordynować politykę finansową oraz udzielać pożyczek pomostowych krajom mającym problemy z bilansem płatniczym. Celem układu z Bretton Woods było zagwarantowanie, że globalnymi finansami będą rządzić odpowiednie zasady i instytucje, umożliwiając regulowany wolny handel międzynarodowy w ramach ścisłych parametrów. Kraje w zamian za to, że będą kontrolowane, miały mieć dostęp do systemu umożliwiającego im wymianę handlową opartą na sprawiedliwych warunkach.
Plusy i minusy systemu
Ekonomiści znacząco się różnią w swoich ocenach skuteczności systemu z Bretton Woods. Keynesiści i lewica demokratyczna uważają, że dwadzieścia siedem lat jego obowiązywania – od 1944 do 1971 roku – było złotą epoką kapitalistycznej stabilności, której filarem był dolar amerykański. A ponieważ w Bretton Woods powiązano wartość dolara ze złotem, stał się on standardową walutą światową.
Miało to swoje plusy i minusy. Komentatorzy gospodarczy, zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy systemu z Bretton Woods, zasadniczo się zgadzali, że Stany Zjednoczone mogą mieć deficyt handlowy bez konieczności dewaluacji swojej waluty. Uzasadniano to tym, że USA dostarczały większość funduszy MFW i Bankowi Światowemu, utworzonemu początkowo w celu finansowania odbudowy krajów takich jak Niemcy, Japonia, Włochy, Wielka Brytania i Francja ze zniszczeń wojennych, a także wspierania krajów rozwijających się Ameryki Południowej, Azji i Afryki. Przejściowo zasada dotycząca deficytu USA się sprawdzała, ale nie mogło to trwać długo.
Zwolennicy Bretton Woods podkreślają, że ustalono tam ścisłe zasady prowadzenia handlu międzynarodowego, dzięki którym mieliśmy do czynienia z bezprecedensowo długim okresem stabilności i koniunktury. 21 maja 2014 roku Paul Volcker, jeden z najbardziej wpływowych ekonomistów na świecie, przewodniczący Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej za prezydentur Cartera i Reagana, wygłosił przemówienie na dorocznym spotkaniu Bretton Woods Committee odbywającym się w siedzibie głównej Banku Światowego w Waszyngtonie. „A co powiecie na nowe Bretton Woods?", spytał. Wyjaśnił, że nie wypływa to ze zwykłej „nostalgii", tylko z potrzeby ostrożnego powrotu do „bardziej uporządkowanego, kierującego się zasadami świata stabilności finansowej [...] myślę, że teraz możemy się zgodzić, iż brak oficjalnego, opartego na zasadach i wspólnie zarządzanego systemu monetarnego nie okazał się wielkim sukcesem".
Krytycy natomiast twierdzą, że stabilność i prosperity przypisywane Bretton Woods były ułudą. Matt Johnston, komentator gospodarczy wcześniej uczestniczący w Światowym Forum Ekonomicznym, twierdził w magazynie „Forbes" w 2015 roku, że „przez cały ten okres były oznaki niestabilności i być może za mało się mówiło o trudnościach napotykanych przy utrzymywaniu tego systemu. Zamiast postrzegać Bretton Woods jako okres charakteryzujący się stabilnością, bardziej trafnie będzie go uznać za fazę przejściową, która wprowadziła nowy porządek monetarny".
Jak działał ten system i dlaczego z niego zrezygnowano? Finansowanie przez USA odbudowy kapitalizmu w czasach powojennych zakończyło się niemiłą niespodzianką. Pod koniec lat pięćdziesiątych pokonane w wojnie Niemcy i Japonia nie tylko wyszły na prostą, ale wręcz stały się poważnymi konkurentami handlowymi Stanów Zjednoczonych. USA drukowały dolary, żeby odbudować gospodarki, które teraz zaczęły stanowić dla nich nowe zagrożenie, tym razem ekonomiczne. Z kolei w samych Stanach ekspansywna polityka pieniężna doprowadziła do deficytu bilansu płatniczego.
Tak wielkie obciążenia gospodarki USA sprawiły, że system z Bretton Woods zaczął pękać. Pozornie światowa gospodarka była w doskonałej kondycji, ale pod powierzchnią zachodziły niepokojące zjawiska. Pod koniec lat pięćdziesiątych, mówi Johnston, „ilości dolarów, które chciano wymienić na złoto, [przewyższały] rzeczywistą podaż tego kruszcu pojawiły się obawy, że przy oficjalnym parytecie złota wynoszącym 35 dolarów za uncję dolar jest przewartościowany".
Sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy nowi konkurenci handlowi Stanów Zjednoczonych – Wielka Brytania, Francja i Niemcy – dostrzegli możliwość szybkiego zarobienia pieniędzy na tzw. transakcjach arbitrażowych, wymieniając swoje rezerwy walutowe na złoto, a następnie sprzedając złoto po cenach wolnorynkowych. W rezultacie USA coraz trudniej było zapewnić wymienialność dolara na złoto.
Koniec zasad
Cała światowa gospodarka chwiała się niebezpiecznie, jak piramida ustawiona do góry nogami i oparta na jednym punkcie. Ciężar wszystkich światowych walut naciskał na dolara, a z kolei dolar na złoto. W lata siedemdziesiąte Stany Zjednoczone wchodziły z ogromnym deficytem handlowym i zobowiązaniami zagranicznymi przekraczającymi mniej więcej czterokrotnie wartość rezerw złota tego kraju. Narastała presja, żeby zapewnić nieco luzu walutom uwięzionym w pułapce sparaliżowanego ogólnoświatowego systemu, w którym były one sztywno powiązane z dolarem.
Kraje europejskie masowo wykupywały złoto z amerykańskich rezerw i w tej trudnej sytuacji 15 sierpnia 1971 roku prezydent Nixon jednostronnie zawiesił wymienialność dolara na złoto. W grudniu tego samego roku państwa G10 spotkały się w Instytucie Smithsona w Waszyngtonie, gdzie zawarły porozumienie wprowadzające płynne kursy walut bez konieczności pokrycia zasobów waluty w złocie (lub srebrze). Nixon określił je mianem „najważniejszego porozumienia pieniężnego w światowej historii".
Nastąpił kres systemu z Bretton Woods, a Nixon miał rację – uwolnienie kursów walut doprowadziło do radykalnych zmian w sposobie funkcjonowania świata. Ceny walut były teraz płynne i nie zależały już od rządów, tylko od rynków. Ale załamanie systemu z Bretton Woods miało jeszcze inne ważne skutki, mianowicie utorowało drogę zderegulowanej kulturze biznesowej, jaką obecnie obserwujemy. Kulturze, którą Paul Volcker mógłby nazwać końcem „zasad". Od tej pory ceny walut miały być ustalane w wyniku ich wymiany handlowej na Forex, największym i najszybciej rozwijającym się rynku walutowym na świecie.
Forex jest czynny przez okrągłą dobę, pięć dni w tygodniu, przy czym nie jest to miejsce w sensie fizycznym, tylko globalny rynek, na którym w sposób ciągły handluje się walutami, na przykład z Nowego Jorku, Londynu, Tokio, Zurychu, Frankfurtu, Singapuru, Sydney i Paryża, przez co stale zmieniają się ich ceny.
Klucze dla traderów
Po podpisaniu porozumienia ze Smithsonian w grudniu 1971 roku kapitalizm zmienił się w system, który mamy obecnie. Klucze do niego zostały odebrane mężczyznom w eleganckich garniturach działającym w Waszyngtonie i Genewie, którzy przez niemal trzydzieści lat dyktowali państwom, co mają robić, i wręczone traderom z całego świata, monitorującym rynki przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Niezależnie od poglądów na to, co przyczyniło się do powojennej stabilności międzynarodowego systemu gospodarczego lub czy należało przyjmować wartość dolara połączoną z wartością złota za podstawę kursów wymiany, nie ulega wątpliwości, że porozumienie z Bretton Woods odegrało bardzo ważną rolę w powojennej odbudowie świata. Dzięki niemu możliwe było wykorzystywanie nadwyżek handlowych USA do finansowania dźwigających się ze zniszczeń krajów europejskich, Japonii i Korei. W 1971 roku świat różnił się już jednak od tego, w którym zawarto porozumienie w Bretton Woods.
Yanis Varoufakis, ekonomista i były minister finansów Grecji, uważa, że to nie wycofanie się Nixona z wymienialności dolara na złoto było przyczyną upadku systemu Bretton Woods. „Bretton Woods działał, dopóki nie skończyły się nadwyżki handlowe USA" – wyjaśnia, co praktycznie nastąpiło pod koniec lat sześćdziesiątych. Po 1971 roku jego utrzymanie stało się niemożliwe, bo Stany Zjednoczone przestały generować nadwyżki i długofalowo nie było nadziei, że do tego wrócą. „USA przystąpiły do recyklingu nadwyżek innych państw. Działały jak odkurzacz, wsysając nadwyżki netto i zyski netto w Wall Street, żeby zamknąć pętlę".
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Wall Street doczekała się stopniowych deregulacji i uchylenia w 1999 roku ustawy Glassa–Steagalla, co pozwoliło bankom na swobodniejszą działalność, a firmom na skorzystanie w pełni z płynnych kursów wymiany walut i rozpoczęcie globalnej współpracy. Według ekonomisty Daniego Rodrika pod koniec lat dziewięćdziesiątych „zostały stworzone intelektualne podstawy [...] przez Bank Światowy i WTO [Światową Organizację Handlu] do postrzegania globalizacji jako drogi rozwoju państw". Gdyby kraje otworzyły swe podwoje dla wielkich korporacji (oferując atrakcyjne przepisy dotyczące zatrudnienia i niskie podatki firmowe), zwróciłoby im się to w formie miejsc pracy, inwestycji i możliwości przyciągnięcia kolejnych firm.
Takie założenie wydawało się rozsądne, a ekonomia podaży również podzielała takie podejście. Zdaniem Rodrika był jednak pewien problem. „Ta wizja nie uwzględniała faktu, że kraje, które dobrze sobie radziły w warunkach globalizacji, robiły to na własnych warunkach. Wspierały budowę silnej infrastruktury i inwestycje przy jednoczesnym wykorzystywaniu globalizacji. Zatem mieliśmy tu tylko jedną stronę medalu".
Wielkie gospodarki, takie jak USA czy Wielkiej Brytanii, tłumaczy Rodrik, równie desperacko jak kraje rozwijające się starały się przyciągnąć międzynarodowe korporacje za pomocą cięć podatkowych i niskich kosztów siły roboczej, ale nieuchronnie przebijały je w tym Ameryka Południowa i Azja Południowo-Wschodnia. Natomiast Niemcy i Szwecja utrzymywały wysokie wydatki na infrastrukturę, wyższe poziomy podatków dla firm oraz finansowanie przez państwo opieki zdrowotnej, przekwalifikowywania pracowników i pomocy dla pracujących rodziców. Te pozornie niesprzyjające rozwojowi biznesu posunięcia nie przeszkodziły im w sprowadzeniu do siebie międzynarodowych gigantów szukających wysoko wykwalifikowanych w zakresie nowych technologii i wyżej płatnych pracowników. W rezultacie te państwa utrzymały znaczący wzrost.
Chiny zjadły ciastko i je miały
Z kolei Chiny, mówi Rodrik, poszły jeszcze o krok dalej, jeśli chodzi o globalizację, mianowicie postępując jak gigantyczna, niezwykle tajemnicza korporacja. Chroniły własne interesy, a jednocześnie na scenie międzynarodowej grały równie ostro jak globalne firmy. „Kiedy przyjrzeć się, jak Chiny tego dokonały – wyjaśnia Rodrik – okazuje się, że kontrolowały przepływy kapitału, subsydiowały przemysł, wymagały od inwestorów korzystania z lokalnych zasobów oraz naruszały umowy handlowe i prawa własności intelektualnej. Utrzymały w szerokim zakresie własność państwową, głównie żeby chronić zatrudnienie. Skorzystały na tym, że wszystkie inne państwa przestrzegają zasad hiperglobalizacji".
Kraje Zachodu wybrały autentyczną wolnorynkową wizję globalizacji, natomiast Chiny sprytnie zjadły ciastko i jednocześnie dalej je miały, zachowując się poza swoimi granicami jak najbardziej bezwzględnie konkurująca firma na świecie, a przy tym chroniąc własnych obywateli przed poważnymi problemami gospodarczymi, które dotknęły uprzemysłowione Amerykę i Europę. Inwestowały w infrastrukturę i dotowały przemysł, jak to robiono w czasach przed Bretton Woods, ale też z rozmachem weszły na wolny rynek, który ukształtował się po upadku tego systemu. Jak to zwięźle podsumował Jim Yong Kim z Banku Światowego: „Globalizacja świetnie się przysłużyła Korei, Chinom i większości Azji Wschodniej, ale nie stanowi Iowa – który zagłosował na Trumpa". (...)
W ostatnich latach Chiny z zapałem wykupują firmy w Stanach Zjednoczonych. Od dwudziestu lat ich stan posiadania za granicą systematycznie rośnie, a co ciekawe, interesują się szerokim przekrojem branż.
Chiny są obecnie jednym z największych inwestorów w amerykańskiej branży nieruchomości. Można by sobie wyobrażać, że Amazon lub Google otrzymają ulgi podatkowe lub przydział gruntów, żeby inwestować w Stanach Zjednoczonych, ale w Thomasville w Alabamie w 2014 roku przekazano bezpłatnie teren w ramach „projektu rozwoju gospodarczego" chińskiemu konglomeratowi Golden Dragon Precise Copper Tube Group, produkującemu rury miedziane, żeby zachęcić go do inwestowania w amerykańskie Południe.
Po umowie pomiędzy Smithfield Foods i Shuanghui w 2013 roku firma ChemChina zaoferowała 43 miliardy za agrochemicznego giganta Syngenta. Chiny zatem konsekwentnie wdzierają się do amerykańskiej branży rolniczej. Pierwszej z wymienionych umów towarzyszyło uchylenie przez gubernatora Nebraski Pete'a Rickettsa postanowień ustawy z 1999 roku zabraniającej zakładom mięsnym trzymania zwierząt powyżej pięciu dni przed ubojem. Miało to zachęcić do współpracy chiński przemysł rolny, który stawiał na integrację pionową i stworzenie wielkiego koncernu przetwarzającego amerykańską wieprzowinę, zaopatrywanego w mięso na podstawie umów kontraktacyjnych. Innymi słowy, miało to być przedsiębiorstwo z chińskim właścicielem, z siedzibą w USA i eksportujące produkty do Chin.
Miejscowy dziennikarz Tove Danovitch zinterpretował unieważnienie ustawy jako zabieganie przez polityków o względy Chińczyków w celu ponownego ożywienia lokalnej gospodarki, a nie jako zwykłe chińskie przejęcie. „Inne stany ze Środkowego Zachodu w większości już dawno uchyliły swoje zakazy dotyczące przetwórstwa mięsnego i w rezultacie odnotowały wzrost produkcji w czasie, gdy w Nebrasce nastąpił spadek. Nebraska była ostatnim przyczółkiem [...] a prawodawcy stanu nadskakiwali Chinom jako ważnemu partnerowi handlowemu. Chiny pilnie potrzebują żywności i gospodarstw rolnych. Ponad 40 procent chińskich gruntów ornych nie nadaje się do użytku z powodu zanieczyszczenia środowiska. W związku z tym kraj ten inwestuje obecnie w najlepsze rozwiązania technologiczne dla rolnictwa i najlepsze tereny rolne – nie zważając na to, gdzie się znajdują – bo musi zapewnić żywność swoim obywatelom. Stany Zjednoczone mające sześciokrotnie więcej gruntów rolnych są dla nich doskonałym farmerem kontraktowym".
Kiedy zacznie się pojmować, kto i co naprawdę posiada w dowolnym kraju i jak skomplikowane stosunki łączą różne kraje, oświadczenia o wojnie handlowej brzmią nieco idiotycznie. Wojna handlowa z kim? Z samym sobą?
Fragment książki Jacques'a Perettiego „Zakulisowe umowy, które zmieniły świat" w przekładzie Bożeny Jóźwiak, która ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis. ?Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji