Naszym podróżnym centrum ciągle jest Kaszgar. Penetrujemy okolicę gwiaździście. Część załóg pojechała na południe, część na zachód. Południowy szlak wiedzie w stronę Pakistanu. Karakorum Highway to jedna z najsławniejszych dróg świata. Starożytny Jedwabny Szlak i współczesny handel bez tej szosy były i są sparaliżowane. Przeprawa przesmykiem między Pamirem a Karakorum bywa zamknięta. Zimą śniegi odcinają szlak. Zdarzają się też trzęsienia ziemi, lawiny, które zrywają jedyną asfaltową wstążkę.

Widokowo Karakorum Highway oszałamia. Pokryte śniegiem szczyty sięgające ośmiu tysięcy metrów. Górskie strumienie z mleczno-kawowym nurtem. Niebezpieczne osypiska. Dobrze utrzymany asfalt wspina się serpentynami do Kashkurgan i dalej. Do tej pory była to tylko strategiczna droga transportu towarów i kopalin z pobliskich kopalni. Od dosłownie kilku lat trwa też ruch turystyczny. W samym Kashkurgan są już dziesiątki hoteli. Dynamika chińskiej turystyki wewnętrznej jest trudna do opisania. Ponad trzysta milionów obywateli corocznie deklaruje chęć wyjazdu na wakacje! Do Pamiru, pod Karakorum przyjeżdża ich minimalny procent. Ale to chińskie minimum liczy się w setkach tysięcy. Więc kiedyś senna duża gliniana wieś przypomina już nowoczesne uzdrowisko.

Ta część I Rajdu Wenecja – Pekin nie ma charakteru sportowego więc się nie spieszymy. Za co drugim zakrętem robimy fotograficzne postoje. Do luków bagażowych też w poszukiwaniu konserw nie sięgamy. Objadamy się szaszłykami baranimi w przydrożnych kafejkach. Drugi z naszych konwojów pojechał pod Łuk Shiptona. Dziwo przyrody, prawie dwustumetrowa brama zagubiona w górach. Od setek lat oglądano ją z daleka. Górskie kozice umiały tam dojść labiryntem skalnym. Człowiek niekoniecznie. Dopiero kilkadziesiąt lat temu uparty Eric Shipton ostatni konsul brytyjski w Kaszgarze znalazł drogę w roku 1947. Po raz drugi „odkryto" łuk w 2000 roku, kiedy wyprawę wspinaczkową finansowała redakcja National Geographic. A rok temu... zbudowano wygodną ścieżkę, w paru miejscach schody i można już tam dojść z teściową. Warto. W trakcie podejścia wydaje się, że to takie zabłąkane okienko skalne. Dopiero z bliska widać, że ma wysokość 50-pietrowego drapacza chmur. Wkrótce pewnie zbudują tu wesołe miasteczko i makdonaldyzacja się dopełni. A ludzie przestaną dostrzegać przepiękne formacje skalne w kolorach od ciemnobrązowego po jasnożółty.

Po tych wycieczkach znów przez Kaszgar wróciliśmy na nasz rajdowy szlak. Widoków górskich będzie mniej. Zdębiejemy w drodze na pustynię Takla Makan, gdy mijać będziemy „miasta widma". Xinjiang jest najsłabiej zaludnioną prowincja Chin. Trudno się temu dziwić, gdyż większość powierzchni „województwa" zajmuje olbrzymia pustynia, a resztę niegościnne góry i płaskowyże pozbawione roślinności. Xinjiang jest, a w każdym razie do wczoraj był, bezludny. Bum gospodarczy i przeludnienie prowincji wschodnich powoduje, że Pekin zachęca obywateli do migracji.

Kolejność jest następująca: wpierw podejmowana jest decyzja polityczna i wskazanie, gdzie władza chce nowego miasta. Buduje się na pustkowiu cementownię i podciąga linie energetyczne. Zbroi się teren. Następnie buduje się bloki mieszkalne. Dużo bloków. Na przykład 80. Każdy ma kilkanaście pięter, kilka klatek schodowych, w każdej klatce kilkaset mieszkań. Potem asfaltuje się szerokie, sześciopasmowe ulice w szpalerze ozdobnych latarni. W dalszej kolejności na „przedmieściach" zbroi się tereny pod inwestycje przemysłowe, tworzy się specjalne strefy ekonomiczne i buduje fabryki. Czegobądź. I w ciągu dwóch lat dwustutysięczne miasto gotowe. Jest też park z fontannami. A w pobliżu coś co nazywają parkiem narodowym lub parkiem rozrywki. To zwykle zbiornik retencyjny gromadzący wodę, która wiosną płynie gór. Obsadza się sadzawkę topolami i gotowe. Takich miast buduje się dziesiątki! Czy ludzie do nich przyjadą, czy dostaną tu pracę, czy wykupią mieszkania... zobaczymy za rok. Na razie widmowe miasta wielkości Kielc straszą martwą pustką.

Odwracamy od nich wzrok bo wolimy pustynię rzeczywistą. Takla Makan. Karawany, które tam wchodziły, znikały na zawsze. My mamy inne plany.