Zaniepokoiło to afgańskich Talibów, którzy uważają, że w zakresie dżihadyzmu czy sunnickiego fundamentalizmu, walczącego z wspieranym przez Zachód rządem w Kabulu, mają monopol.
Talibowie wysłali więc list na Bliski Wschód do przywódcy tzw. Państwa Islamskiego Abu Bakra al-Bagdadiego, w którym wezwali do wstrzymania rekrutacji dżihadystów w Afganistanie.
- Jest tu miejsce tylko na jedną flagę, jedno przywództwo - napisali w liście, który cytowała wczoraj agencja Reuters. Powołują się w nim na "religijne braterstwo" i proszą o wykazanie się "dobrą wolą".
Z tym może być problem, bo na stronę "Państwa Islamskiego" przeszło już ostatnio wielu Talibów, w tym dwóch lokalnych przywódców w prowincji Nangarhar (na wschodzie kraju, przy granicy z Pakistanem).
"Pracę" w nowej organizacji terrorystycznej rozpoczęli oni od ataków na swoich dawnych kolegów. Agencje walki opisują jako ciężkie.
Przechodzenie na stronę radykalniejszych fundamentalistów zanotowano też w innych prowincjach, w tym w Helmandzie, na południowym zachodzie. Oznacza to, że siła przyciągania tzw. Państwa Islamskiego jest w Afganistanie duża i ponadregionalna. Na początku zwolennicy tej organizacji mieli się dopuścić egzekucji na dziesięciu talibach.
Jeszcze w kwietniu świeżo zwerbowani bojownicy "Państwa Islamskiego" przeprowadzili pierwszy znaczący zamach samobójczy na terenie Afganistanu. Doszło do niego przed gmachem banku w Dżalalabadzie, stolicy wspomnianej prowincji Nangarhar. W ataku zginęły 33 osoby.
Początkowo zamach próbowali wziąć na siebie Talibowie, pewnie po to, by pokazać, że panują na "rynku terrorystycznym" w regionie. Potem jednak do AFP zgłosili się przedstawiciele "Państwa Islamskiego". I od tej pory media zachodnie raczej mówią raczej o tej drugiej organizacji jako sile odpowiedzialnej za zamach.
Rozpaczliwy list Talibów do samozwańczego kalifa Ibrahima, jak zwolennicy tytułują Abu Bakra al-Bagdadiego, zapewne pozostanie bez odpowiedzi. Talibowie mają w Afganistanie nowego poważnego wroga, o podobnej ideologii. Może ich to nieco zbliżyć do dotychczasowego głównego wroga - poza prozachodnimi władzami w Kabulu - czyli Amerykanów. Spodziewa się tego część zachodnich mediów, w tym niemiecki "Der Spiegel".
To podobna sytuacja jak na Bliskim Wschodzie, gdzie sukcesy "Państwa Islamskiego" w Iraku i Syrii skłoniły USA do zbliżenie z głównym wrogiem w regionie Iranem. Zgodnie z zasadą: wróg mojego wroga jest moim przyjacielem (przynajmniej taktycznie).
Amerykanie i ich zachodni koalicjanci wycofali prawie wszystkie wojska z Afganistanu już w zeszłym roku, powodów do konfliktów z Talibami ubyło. Już parę lat temu Amerykanie sugerowali zresztą, że jest możliwe dogadywanie się z tzw. dobrymi Talibami, czyli tymi, którzy bezpośrednio nie współpracują z Al-Kaidą. Co pewien czas do prasy przedostawały się informacje o tajnych spotkaniach. Jedno z nich miało być planowane w stolicy Kataru, Dausze, w lutym tego roku. Amerykanie jednak zaprzeczyli.