– Oni zaczęli pojawiać się nagle. Wygłodzeni, przerażeni ludzie, często z małymi dziećmi, przybywali od zachodu do naszego miasta niekończącym się strumieniem – opowiada Lana Ferho, studentka z Irbilu, stolicy irackiego Kurdystanu, wspominając pierwsze dni po rozpętaniu przez islamskich fanatyków z Państwa Islamskiego wojny w północnym Iraku.
Droga przez piekło
Przez górskie bezdroża uciekali jazydzi, chrześcijanie, szyici. Wszyscy, na których czekała okrutna śmierć, tortury lub niewola, eufemistycznie nazywana przez dżihadystów zamążpójściem. – Ludzie starali się im pomóc, w końcu większość z nich to byli Kurdowie, nasi bracia. Ale nie było już miejsc w naprędce szykowanych obozach, szkołach. meczetach i wszelkich możliwych do wykorzystania budynkach. Nosiliśmy wodę i jedzenie ludziom śpiącym wprost na ulicy – mówi Lana.
Ofensywa islamistów wywołała niespotykaną w tym regionie nigdy wcześniej falę uchodźców, z którą musiała się zmierzyć licząca ok. 5 mln mieszkańców Autonomia Kurdyjska w północnym Iraku.
Region ten po upadku reżimu Saddama Husajna stał się na wpół samodzielny i dzięki dobremu administrowaniu dawał sobie radę znacznie lepiej niż ogarnięte faktyczną wojną domową arabskie prowincje Iraku. Nadal nie jest to jednak samodzielne państwo, a gospodarka autonomii boryka się z trudnościami. Utrzymanie wielkiej masy uchodźców stało się ciężarem ponad siły irackich Kurdów.
W Kurdystanie wiosną – jeszcze przed wybuchem islamskiej rebelii w Syrii i Iraku – przebywało około 350 tys. uchodźców, a tymczasem od czerwca kolejni uciekinierzy zaczęli napływać tysiącami dziennie. Najwięcej było wśród nich chrześcijan i jazydów, ale uciekali także Kurdowie i szyiccy Arabowie.
Prawdziwa panika towarzyszyła wybuchowi walk o Mosul i po bezwzględnej pacyfikacji obszarów zamieszkiwanych przez jazydów wokół miasta Lalisz. Zdesperowani ludzie uciekali przed dopuszczającymi się najgorszych zbrodni bojownikami Państwa Islamskiego, przedzierając się przez bezludne góry. Setki przypłaciły to życiem.
Miejscowe władze znalazły się w ciężkiej sytuacji, prowadząc jednocześnie wojnę z islamistami i borykając się z napływem uchodźców. Sytuację pogarszał fakt, że rząd centralny w Bagdadzie z powodu wcześniejszych zatargów z Kurdami o eksport ropy nie palił się do pomocy. Ala Ali, działaczka organizacji humanitarnej Al-Amal, twierdzi, że przedstawiciele rządu irackiego otworzyli biuro w Irbilu, ale nie zrobili nic, choć nie mogli nie widzieć, że brakowało wszystkiego – żywności, wody, prądu, opału, leków.
Po ustąpieniu wywołującego konflikty premiera Nuriego al-Malikiego i ukonstytuowaniu nowego rządu (do którego powrócili kurdyjscy ministrowie) sytuacja nieco się poprawiła. Wtedy jednak do Kurdystanu zaczęli docierać nowi uchodźcy – Arabowie z ogarniętego walkami środkowego Iraku i z Syrii. Obecnie liczba uchodźców sięga już 1,4 mln (w tym 250 tys. Syryjczyków) rozrzuconych w ponad tysiącu miejsc, głównie w prowincji Duhok. Takiej masie zdesperowanych uciekinierów Kurdystan nie jest już w stanie pomagać bez zewnętrznego wsparcia. W połowie lipca premier lokalnego rządu kurdyjskiego Nechirvan Barzani musiał przyznać, że władze w Irbilu nie podołają już fali uchodźców, i zaapelował o wzmożenie międzynarodowej pomocy.
Wszystkiego za mało
Taka pomoc organizowana przez zagraniczne organizacje humanitarne docierała do Kurdystanu już wcześniej, jednak wobec rozmiaru katastrofy i skali wysiedleń na obszarach dotkniętych islamską rebelią okazała się dalece niewystarczająca. Potrzebna była koordynacja i zapewnienie źródeł finansowania, które zapewnić mogła tylko agenda ONZ ds. uchodźców (UNHCR). Na dużą skalę włączyła się do akcji w Kurdystanie od sierpnia.
Dzięki przyspieszonym transportom udało się zbudować kilka dużych obozów dla uchodźców, a najpilniejsze potrzeby zaspokojono dzięki znacznej dotacji od Arabii Saudyjskiej. Do pomocy dzieciom włączyło się też UNESCO. Niestety, skala przedsięwzięcia okazała się tak duża, że pod koniec września pieniędzy znów zaczęło brakować.
Na domiar złego kryzysowa sytuacja w wielu innych regionach świata (jak choćby epidemia eboli czy konflikt w Sudanie Południowym) spowodowała, że potrzeby organizacji pomocowych w tym roku gwałtownie wzrosły. Amin Awad, dyrektor UNHCR ds. Bliskiego Wschodu i Afryki, alarmował, że łącznie z miejsc zamieszkania musiało uciekać już 13,6 mln ludzi, z których większość żyje w obozach dla uchodźców, często w fatalnych warunkach.
Na początku listopada stało się jasne, że międzynarodowa pomoc dla uchodźców z obszarów wojny w Syrii i Iraku nie wystarczy do zapewnienia im godziwych warunków podczas zbliżającej się zimy. Uciekinierzy z Syrii i północnego Iraku docierają do Turcji, Jordanii, Libanu, jednak w żadnym z tych państw ich liczba nie jest porównywalna z falą, która dotarła do irackiego Kurdystanu, zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę liczbę miejscowej ludności i poziom jej zamożności (w tym wypadku raczej biedy).
W połowie miesiąca agendy ONZ informowały, że na najpilniejsze potrzeby uchodźców w Iraku brakuje ponad 58 mln dol., a sponsorów brak. Jeszcze latem kilkanaście państw obiecało wsparcie w łącznej wysokości 111 mln dol., ale zapał wygasł po wpłaceniu połowy obiecanych sum.
Gdzie są sponsorzy
Część państw straciła zapał, widząc hojność Arabii Saudyjskiej i sądząc, że jej pomoc na razie rozwiąże problem. Amin Awad wskazał palcem na Rosję i Chiny, które choć chętnie zabierają głos w trakcie politycznych dysput w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, to na razie niewiele zrobiły dla wsparcia akcji humanitarnej.
Pieniądze zaś są potrzebne, by przygotować przynajmniej milion uchodźców do zimy, zapewniając im choćby ciepłą odzież i plastikowe przykrycia namiotów. Trzeba pamiętać, że zima w górach Kurdystanu albo wschodniej Turcji potrafi być ciężka, z dużymi opadami śniegu. Tymczasem ludzie, którzy przez bezdroża uciekali przed terrorem Państwa Islamskiego, często nie ocalili niczego poza życiem i jakąś torbą z osobistymi drobiazgami. Czasu nie ma zbyt wiele. Temperatury są coraz niższe, lada dzień może spaść śnieg.
ONZ wznowił zakrojoną na większą skalę akcję pomocy dla uchodźców w irackim Kurdystanie dopiero w zeszły czwartek. Rzecznik ONZ Stephane Dujarric poinformował, że wreszcie udało się uruchomić most powietrzny, dzięki któremu z baz w Pakistanie wysłano kilka tysięcy zestawów do ocieplania namiotów, odzież i inne zaopatrzenie. Obecna akcja ma potrwać do 12 grudnia i dzięki niej uda się poprawić los blisko 60 tys. ludzi żyjących w ośmiu obozach pod opieką ONZ.
To jednak wciąż za mało, by uznać, że wszyscy potrzebujący otrzymali wystarczające wsparcie. Tysiące uciekinierów wciąż mieszkają poza obozami, korzystając z doraźnej pomocy lokalnych władz kurdyjskich i zwykłych ludzi, którzy pozwalają im mieszkać we wszystkich dostępnych pomieszczeniach i budynkach gospodarczych.
Kurdystan jest jednak dość ubogim regionem ponoszącym dodatkowo koszt wojny z Państwem Islamskim, dlatego bez zewnętrznej pomocy nie da sobie rady. Tym bardziej że wśród zdesperowanych uchodźców może dochodzić do przemocy. Świadczy o tym zamach bombowy zorganizowany kilka dni temu przez kilku arabskich uciekinierów w Irbilu, choć na szczęście Kurdystan wciąż pozostaje znacznie spokojniejszy niż sąsiednie prowincje w środkowym Iraku, które stały się sceną brutalnej rywalizacji szyitów i sunnitów.
Nadchodzi zima
Niezależnie od działań UNHCR i UNESCO do akcji włączyły się organizacje z wielu krajów świata. Są wśród nich Międzynarodowy Czerwony Półksiężyc i Czerwony Krzyż, niemiecko-kurdyjska organizacja Wada, amerykańska Christian Peacemaker Teams (CPT), wspomagana datkami z Europy i Ameryki kurdyjska organizacja Alind oraz International Humanitarian Partnership. Pomoc wysłały rządy kilkunastu krajów.
Wobec skali tragedii wszystko to jednak wciąż za mało. Przed nadchodzącą zimą liczy się każdy namiot, każdy worek mąki i każdy karton lekarstw.
Pomoc dla cywilów w Kurdystanie
Polska Akcja Humanitarna we współpracy z „Rzeczpospolitą" apeluje o wsparcie dla ludności cywilnej, która w obawie o swoje życie tłumnie przybywa do Kurdystanu, który w tej dramatycznej sytuacji nie jest w stanie sam poradzić sobie z olbrzymim problemem.
Najpilniejsze potrzeby uchodźców to dostęp do żywności, wody i schronienia. Tysiące ludzi czekają na pomoc, a wciąż przybywają nowi potrzebujący, dlatego zaangażowanie każdego z nas może okazać się bezcenną pomocą.
Nr konta: BPH S.A. 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem „Syria".
Dołącz do Klubu PAH SOS lub PAH SOS Biznes. Więcej informacji: www.pah.org.pl/klub