Isang Yun (1917-1995) był pierwszym kompozytorem azjatyckim, który wprowadził muzykę ojczystego kraju do kultury Zachodu. I przez wiele lat wcale nie był traktowany za to z wdzięcznością. Przez 36 lat nie było wolno wykonywać jego pieśni w Korei. Były zakazane. A on uważał się za patriotę i przede wszystkim – Koreańczyka, choć większość swego życia spędził w Niemczech. Autorka filmu, Maria Stodtmeier, pokazuje skomplikowany świat podzielonej Korei – komunistycznej Pólnocy i kapitalistycznego Południa, o zjednoczeniu których marzył muzyk.
Urodzony na terytorium dzisiejszej Korei Południowej, czuł się związany z całą swoją ojczyzną i w związku z tym –był dla obu Korei podejrzany. Nie znał wolnego kraju, bo najpierw żył w Korei okupowanej przez Japonię, a potem podzielonej. Najpierw uczył w szkole, potem na Uniwersytecie w Seulu, aż wreszcie wyjechał do Europy, by kontynuować własną edukację muzyczną. W 1967 roku został uprowadzony z Berlina Zachodniego do Korei, oskarżony o udział w siatce szpiegowskiej. Był torturowany i został skazany na dożywocie za złamanie prawa antykomunistycznego. W 1969 zwolniony dzięki staraniom dyplomatycznym Niemiec wrócił do Berlina.
- Zmieniła się jego muzyka. Ale mimo traumy – zawsze chciał wrócić do rodzinnego kraju – kiedy będzie wreszcie zjednoczona – wspomina żona kompozytora. I w pewnym sensie mu się to udało, bo dziś podzielony betonowym murem kraj – po obu jego stronach - traktuje go jak swojego. Autorka filmu pokazuje muzea i izby pamięci znajdujące się w dwóch rzeczywistościach i ludzi dbających o przekazywanie dobrej pamięci i dzieła nieżyjącego kompozytora. Jest ponoć – oprócz starej koreańskiej pieśni arirang – jedynym co łączy obie Koree. Organizowane są konkursy jego imienia.
Isang Yun znakomicie grał na wiolonczeli i pisał trudne utwory na ten instrument – z tego powodu wykonuje je niewielu muzyków. Sam grał je bez problemów... Jego muzyka zawsze odwołuje się do tradycyjnej muzyki koreańskiej.
- Uczył muzyki nowoczesnej, dodekafonii w Korei Północnej, bo uważał, że pomoże to temu krajowi otworzyć się na świat – mówi niemiecki biograf muzyka. – Wierzył, że dzięki muzyce można budować porozumienie.
Bardzo ciekawym wątkiem filmu jest zderzanie współczesności obu Korei – pokazywanie tamtejszych szkół, ulic, ludzi, instytucji (w tym niezapomniane obrazki rodzajowe z Korei Północnej). Pretekstem jest oczywiście opowieść o niezwykłym kompozytorze, ale szansa, by opowiedzieć o czymś znacznie więcej - została wykorzystana w stu procentach.
Całości dopełniają fragmenty archiwalne rozmowy z Isang Yunem z 1972 roku, a także opowieści o nim m.in. córki i żony.
Warto.
Małgorzata Piwowar