– Konfrontacja Chin z USA byłaby katastrofą i oba muszą kraje respektować suwerenność drugiej strony – ostrzegał wczoraj w Pekinie prezydent Xi Jinping, otwierając doroczną, szóstą już konferencję strategiczno-gospodarczego dialogu. Forum to ma służyć rozładowaniu napięć w relacjach wzajemnych i wytyczaniu kierunków współpracy. Prezydent zapewnił jednocześnie, że „Ocean Wielki [Pacyfik] zapewnia wiele miejsca dla dwu wielkich narodów" i oba kraje łączy znacznie więcej, niż dzieli.

Słowa te skierowane do przybyłego do Pekinu sekretarza stanu Johna Kerry'ego – jak pisze „New York Times" – miały uświadomić Amerykanom, że Chiny nie zamierzają rezygnować z aspiracji do odgrywania większej roli w regionie Pacyfiku. Jest to obecnie głównym elementem sporu nie tylko amerykańsko-chińskiego, ale przede wszystkim Chin z wieloma swoimi sąsiadami.

Mocarstwo ?rośnie w siłę

Nie ulega wątpliwości, że po okresie niezaprzeczalnych osiągnięć gospodarczych i po epoce gwałtownego wzrostu Chiny przystąpiły do budowania swej pozycji mocarstwowej w Azji. Modernizacja armii przebiega w błyskawicznym tempie, tak jak i wzrost wydatków na zbrojenia. Wzrosły w ciągu dziesięciu ostatnich lat o połowę, do poziomu niemal 190 mld dol. rocznie. Dozbrojone Chiny stawiają ochoczo czoło Japonii na Morzu Południowochińskim w sporze o kilka bezludnych wysp, wysyłają wartą miliard dolarów platformę wiertniczą na wody uznawane przez Wietnam za swoje i roszczą pretensje do wód w pobliżu brzegów Malezji oraz Filipin, nie mówiąc już o rozszerzeniu strefy swej obrony lotniczej na obszary uznawane przez Japonię za swoje. To wszystko niepokoi nie tylko sąsiadów Chin, ale także ich sojusznika.

Są nim Stany Zjednoczone, które straciły już złudzenia, że Chiny da się namówić do współpracy opartej na respektowaniu ustalonego od dziesięcioleci porządku w Azji Południowo-Wschodniej. Waszyngton obserwuje także z największym niepokojem pogarszanie się relacji w kontaktach wzajemnych. Chiny za nic mają oburzenie USA w związku z kolejnymi cyberatakami na amerykańskie instytucje i organizacje przemysłowe. Praktycznie zerwana została współpraca mająca na celu blokowanie programu nuklearnego Korei Północnej.

Test ukraiński

– Chiny miały nadzieję, że USA, angażując się w konflikt ukraiński, zmniejszą swe zainteresowanie regionem Azji i Pacyfiku – tłumaczy „Rz" Radosław Pyffel z Centrum Studiów Polska-Azja. Tak się jednak nie stało i Amerykanie nie zamierzają rezygnować z celów swej polityki powstrzymywania Chin. Błagają ich o to zresztą ich sojusznicy w Azji. Sytuacja przypomina nieco relacje Europy z Rosją. Tutaj także po latach prób przekonywania Rosji do respektowania systemu zachodnich wartości nastąpiło pewne przewartościowanie polityki wobec Moskwy, co jest konsekwencją aneksji Krymu oraz destabilizacji Ukrainy.

– Elity amerykańskie straciły chyba nadzieję, że podejmowane próby zbliżenia politycznego z Chinami cokolwiek dadzą i realizują doktrynę  powstrzymywania jednego ze swych najważniejszych partnerów handlowych – twierdzi Pyffel.

Demonstrują przy tym większą niż ich europejscy sojusznicy stanowczość wobec Rosji. – Waszyngton jest zmuszony do takich działań, zdając sobie sprawę z tego, jaki rezonans wywołuje cała sprawa w innych regionach świata, gdzie obserwuje się z uwagą, jaką wartość mają amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa – mówi „Rz" Josef Braml z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP). Dlatego też Amerykanie usiłują konsolidować front krajów azjatyckich przeciwko Chinom, chociażby przez próbę pojednania Korei Południowej i Japonii.

Konfrontacja nieunikniona

Pekin torpeduje tego rodzaju wysiłki dość skutecznie, rozbudowując bliskie relacje z Seulem i podsycając antyjapońskie nastroje w Korei, czemu sprzyja zresztą umiarkowanie nacjonalistyczna polityka premiera Shinzo Abego. Jako pierwszy premier od 2006 roku odwiedził w ubiegłym roku świątynię Yasukuni będącą symbolem japońskiego militaryzmu i agresji na kraje azjatyckie w ubiegłym wieku.

Konfrontacja Chin i USA jest w regionie Pacyfiku nieunikniona, lecz – jak przekonują eksperci – nie musi wcale przybrać postaci znanej z czasów zimnej wojny. Mimo zasadniczych różnic w ocenie sytuacji geopolitycznej USA gotowe są do rozwijania dalszej współpracy gospodarczej z Chinami.

Jak pisze „NYT", istnieją niemałe szanse na zawarcie porozumienia dotyczącego wzajemnych inwestycji. Umożliwiłoby ono chińskim inwestorom działalność w USA bez konieczności poddawania się uciążliwym procedurom.