Czy to czarna skrzynka boeinga?

Poszukiwania zaginionego 8 marca boeinga Malaysian Airlines MH370 weszły w weekend w nową fazę. Do akcji wykorzystano sprzęt namierzający impulsy z czarnych skrzynek samolotu.

Specjalne lokalizatory wychwyciły w nocy z soboty na niedzielę dwa słabe sygnały z Oceanu Indyjskiego. Impulsy wyłapano w rejonie odległym o 1.7500 km od australijskiego Perth, 4,500 metrów w głąb oceanu. Zdaniem Angusa Houstona, emerytowanego szefa australijskich sił powietrznych, dowodzącego powołaną przez australijskie władze grupą poszukiwawczą , sygnały miały częstotliwość podobną do tej emitowanej przez czarne skrzynki.

Wychwycenie kolejnych sygnałów z czarnych skrzynek pozwoliłoby zawęzić obszar poszukiwań. Dopiero wtedy do akcji poszukiwawczej mógłby zostać użyty bezzałogowy dron podwodny.

Baterie mogły wytrzymać dłużej

Optymizm ekipy poszukującej boeinga jednak przygasł, ponieważ od weekendu nie wychwycono żadnego nowego sygnału. Dziś mijają dokładnie 32 dni od momentu, gdy samolot Malaysia Airlines zniknął z radarów. To dwa dni po czasie, jaki eksperci dawali bateriom czarnych skrzynek. Jeszcze kilka dni temu mowa była o tym, że wyczerpują się one po 30 dniach.

Ekipa poszukiwawcza wierzy jednak, że baterie mogły wytrzymać dłużej. Jak powiedział Angus Houston, „trzeba kontynuować poszukiwania, nawet kilka dni po terminie, na który obliczone zostało działanie czarnych skrzynek".

- Ich baterie mogą wytrzymać nawet 40 dni – powiedział w rozmowie z CNN emerytowany oficer wojsk lotniczych pułkownik Michael Kay. Jego zdaniem, należy „prowadzić poszukiwania nawet 42, 43 dni od momentu zaginięcia boeinga, by być absolutnie pewnym, że baterie w czarnych skrzynkach się wyczerpały".

Poszukiwania "najdroższe w historii lotnictwa"

Agencja Reutera wyliczyła tymczasem, że poszukiwania malezyjskiego samolotu były najdroższe w historii lotnictwa. Agencja porównuje je z kosztem odnalezienia samolotu linii Air France, który w 2009 roku rozbił się nad Atlantykiem.

W miesiąc poszukiwań malezyjskiego boeinga wydano przynajmniej 44 miliony dolarów - na rozlokowanie wojskowych statków i samolotów w rejonie Oceanu Indyjskiego. Kwota opiera się na statystykach sił obrony, które zsumowały godzinowe koszty wykorzystania każdego ze sprzętów.

44 miliony dolarów to koszt, który nie zawiera środków przeznaczonych m.in. na cywilne samoloty oraz zakwaterowanie dla liczonego w setkach osób personelu i ekspertów, biorących udział w akcji poszukiwawczej.

Australijskie Siły Obrony, które zaopatrzyły ekipę poszukiwawczą w statki i samoloty, wydały dziennie przynajmniej 800 tysięcy dolarów australijskich. Użyczenie statków, samolotów i helikopterów kosztowało Chiny 100 tysięcy dolarów dziennie.

Pentagon oszacował w zeszłym tygodniu, że na poszukiwania boeinga wydał ponad 3 mln dolarów. Marynarka Stanów Zjednoczonych oprócz samolotów użyczyła ekipie poszukiwawczej sprzęt wykrywający sygnał z czarnych skrzynek.

Koszty poszukiwań malezyjskiego samolotu poniósł także Wietnam, dokładając, według nieoficjalnych szacunków mediów, 8 milionów dolarów.

Kwota potrzebna na miesiąc poszukiwań boeinga jest niemal równa 32 milionom euro, jakie wydano podczas blisko dwuletniej akcji poszukiwawczej samolotu Air France 447, który rozbił się nad Atlantykiem w 2009 roku.

Oczywiście zdaniem ekspertów poszukiwania francuskiej maszyny mogły być trzy albo cztery razy droższe niż oficjalnie podano. Jednak koszt, jaki w całości mogą wynieść poszukiwania malezyjskiego samolotu, szacowany jest w setkach milionów dolarów.