Specjalna komisja ONZ pod kierownictwem australijskiego sędziego Michaela Kirby'ego przestudiowała wszelkie dostępne materiały, łącznie z relacjami zbiegów z Korei Północnej i danymi zagranicznych wywiadów, głównie USA i Korei Południowej.
Wnioski przedstawionego w poniedziałek raportu są miażdżące dla komunistycznych władz Korei Północnej: nie ulega najmniejszej wątpliwości, że od powstania KRL-D prawa człowieka są tam łamane w skali przekraczającej wszelkie dokonania najgorszych reżimów, łącznie ze stalinowskim systemem represji w ZSRR i obozami w hitlerowskich Niemczech.
Dokument stwierdza, że milicja i siły bezpieczeństwa „systematycznie stosują przemoc i represje w stopniu oznaczającym masowe naruszanie praw człowieka". W opisie procedur stwierdza się, że „tortury są standardowym elementem przesłuchań" i że dystrybucja żywności (w praktyce głodzenie całych prowincji) stała się elementem kontroli społeczeństwa.
Lista zarzutów jest długa. Obejmuje brak poszanowania podstawowych wolności obywatelskich, prześladowania i totalną kontrolę, porywanie i wykorzystywanie obywateli innych państw (Chin, Japonii, Korei Południowej, a nawet USA). Autorzy wskazują na grupę kilkuset funkcjonariuszy państwowych, łącznie z najwyższymi władzami, odpowiedzialnych za brutalne prześladowania.
Raportowi towarzyszą materiały dowodowe, w tym wstrząsające rysunki byłych więźniów ukazujące upodlenie ludzi i najwymyślniejsze tortury. Załączono zapisy przesłuchań więźniów – jak choćby zeznania Shin Dong-hyuka, który jako 13-latek został zmuszony do zadenuncjowania matki i brata. Oboje zabito. Pewna kobieta została zmuszona do utopienia własnego niemowlęcia. Lista podobnych horrorów jest długa.
W konkluzji raportu sędzia Kirby wystosował list do Kim Dzong Una, w którym informuje go, że będzie zalecał przekazanie sprawy do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w celu osądzenia „najgorszego reżimu na świecie", jak określiła władze Korei Północnej rzeczniczka Departamentu Stanu USA Marie Harf.
W wyniku głodu i prześladowań w Korei Północnej mogły zginąć nawet dwa miliony ludzi
Władze w Pjongjangu odpowiedziały w typowym dla siebie stylu, że „o żadnych naruszeniach praw człowieka im nic nie wiadomo", a wszelkie zarzuty to prowokacje i kłamstwa wyssane z palca przez „wrogów ludowej Korei z USA, Japonii i Unii Europejskiej".
Przekazanie raportu ONZ do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości mogłoby wydawać się wręcz oczywiste. W praktyce jednak prawdopodobnie do tego nie dojdzie, tak jak nie udawało się oficjalnie napiętnować reżimu Kimów przez ponad pół wieku. Powodem jest opór Chin (wcześniej wspieranych przez ZSRR). Dysponujący w Radzie Bezpieczeństwa prawem weta Pekin nie dopuści do upokorzenia swojego protegowanego.
Chiny od lat konsekwentnie nie uznają jakichkolwiek form sprawiedliwości międzynarodowej. Niedawno gniew chińskiego kierownictwa wywołała podjęta przez hiszpańskiego sędziego próba wystosowania listu gończego za byłym prezydentem Jiang Zeminem uznanym winnym prześladowań Tybetańczyków w czasie, gdy sprawował urząd.
Chińczycy mają powody, by obawiać się potępienia także ich własnego systemu obozów pracy (laogai). W latach 50 i 60. XX wieku te miejsca zsyłki i przymusowej pracy zarówno dla przestępców, jak i dla przeciwników politycznych nie różniły się od obozów w Korei Północnej. Dzisiaj ich reżim uległ złagodzeniu, a prezydent Xi Jinping wspomniał nawet o ich całkowitym rozwiązaniu.
Pekin nie popiera drakońskich metod reżimu z Korei Północnej, nie chce jednak jego szybkiego upadku. Po pierwsze z obawy przed falą uciekinierów, którzy już dziś są plagą w regionie przygranicznym (Chińczycy odsyłają ich jako „uchodźców ekonomicznych", dobrze wiedząc, że trafią do obozów pracy z małą szansą na przeżycie).
Po drugie chińskie kierownictwo wie, że koniec Północy oznaczałby w praktyce wchłonięcie „masy upadłościowej" przez Koreę Południową. W efekcie stacjonujące tam wojska amerykańskie trafiłyby nad chińską granicę, a tego w Pekinie nikt sobie nie życzy. Utrzymywanie przy życiu Korei Północnej jako strefy buforowej jest więc z punktu widzenia Chin korzystne. Zaś kategoria praw człowieka w chińskiej polityce nie odgrywa żadnej praktycznej roli.