Już na kilka dni przed egzekucją "człowieka numer dwa" w państwie analitycy dostrzegali wyraźną zmianę nastrojów. Nigdy wcześniej nie zdarzało się np. by media reżimowe roztrząsały winy wysokich funkcjonariuszy partyjnych. Nawet jeśli usuwano ich ze stanowisk albo skazywano to wszystko odbywało się dyskretnie aby nie sprawiać wrażenia, że "na górze" coś jest nie w porządku.

Tym razem Jang Song Taek został aresztowany podczas zebrania partyjnego, na oczach setek ludzi. Przez kilka dni poniżano go i lżono w telewizji jako "jednostkę skorumpowana i zepsutą", oskarżano o "rozbijanie jedności partii" - co jest najpoważniejszym zarzutem. Ostatecznie rozstrzelano go ledwie cztery dni po wyroku trybunału wojskowego.

Tymczasem mowa o wyjątkowo zasłużonym weteranie "królestwa termitów". W czasie gdy poprzedni wódz Kim Dzong Il był już bardzo chory to właśnie jego szwagier trzymał w ręku wszystkie sznurki władzy. Prawdopodobnie to on utorował drogę do "tronu" Kim Dzong Unowi, który jako młodszy syn wcale nie był naturalnym spadkobiercą ojcowskiej władzy.

Wieść o zgładzeniu Jang Song Taeka odbiła się echem w sąsiednich państwach. Kierownictwo chińskie, przyzwyczajone do respektowania starszeństwa uznało jego stracenie za niegodne. Ekspert ds Korei z Uniwersytetu Seulskiego Andrej Łankow uznał, że Pekin odebrał to wręcz jako gest wrogi wobec siebie bo Jang był dobrym znajomym kilku chińskich dygnitarzy. Prezydent Korei Południowej Park Geun Hye bez ogródek nazwała Koreę Północna "królestwem terroru".

Po śmierci Janga pojawiły się natychmiast analizy sytuacji wewnętrznej w Korei Północnej. Niestety z powodu braku wiarygodnych źródeł większość z nich to tylko spekulacje wywiadu południowokoreańskiego i analityków z Seulu, którzy wykorzystują strzępy informacji z mediów, nielicznych informatorów i od uciekinierów. Tych zaś tym razem będzie chyba niewielu ponieważ z obawy przed ucieczką współpracowników Jang Song Taeka rejon przygraniczny został ściśle obstawiony przez wojsko.

Część analityków uważa, że terror jest wynikiem dramatycznej sytuacji i rozprężenia w państwie. Dyktator rządzi w sposób niekontrolowany, nie licząc się z nikim i ignorując świat zewnętrzny. Znawca Korei Joshua Shanton uważa, że Kim Dzong Un "zachowuje się jak kapryśne dziecko bez nadzoru dorosłych". Od lipca 2012 zmienił już czterech dowódców armii i niezliczonych funkcjonariuszy. Strach i fanaberie wodza prowadzą do chaosu w państwie i tak już prześladowanego przez głód i niewydolność ekonomiczna. Teorie tą zdają się potwierdzać plotki o przygotowaniach do wyprzedaży części rezerw złota Pjongjangu.

W ostatecznej wersji dalsze potęgowanie terroru może doprowadzić do otwartego buntu przeciwko władzy młodego i nieobliczalnego dyktatora. To zaś skończyć się może albo przejęciem władzy przez klikę generałów, albo totalnym chaosem i upadkiem państwa, co miałoby nieobliczalne skutki dla całego regionu.

Inni analitycy nie zgadzają się jednak z tak ponurą wizją. Zdaniem Łankowa dyktaturze Kima nic chwilowo nie zagraża. Kraj bywał już w większych opałach ekonomicznych, a mimo to nie doszło do buntów na większą skalę. Zaś Kim Dzong Un robi dokładnie to samo co robili przed nim wszyscy bezwzględni dyktatorzy: jako nowy gracz na scenie politycznej usuwa z niej przede wszystkim starych wyjadaczy, którzy mogliby mu zagrozić. Jednocześnie zaczyna otaczać się młodszymi pretorianami, których pozycja, dobrobyt i zaszczyty zależą od nadania wodza, tak więc będą zapewne wierniejsi niż stara gwardia.

Jedynym błędem Kim Dzong Una, którego nie popełniali jego poprzednicy może okazać się prowadzenie czystki przed kamerami telewizyjnymi. Z jednej strony budzi to strach tych, którzy mogą być następni w kolejce, z drugiej zaś przeciwnikom reżimu pokazuje, że nie jest on monolitem i oprócz dyktatu wodza i strachu przed jego gniewem niewiele go spaja.