Pekin pod koniec ubiegłego tygodnia ogłosił rozciągnięcie swojej strefy kontroli powietrznej na duże obszary Morza Południowochińskiego obejmujące podmorskie pola naftowe Chunxiao oraz sporne wysepki Senkaku (Diaoyu).

Gest ten ma przede wszystkim znaczenie symboliczne – władze chińskie zademonstrowały w ten sposób, że nie zamierzają łagodzić stanowiska w sporze z popieraną przez Stany Zjednoczone Japonią, ale także w innych sporach terytorialnych toczonych od wielu lat praktycznie ze wszystkimi sąsiadami, z którymi mają granice morskie.

Aby podkreślić swoją wolę nieuznania chińskiej strefy kontroli siły powietrzne USA wysłały we wtorek dwa nieuzbrojone bombowce B-52, które bez zapowiedzi przeleciały nad wysepkami Senkaku.

W czwartek chińską strefę demonstracyjnie naruszyły także samoloty wojskowe Japonii i Korei Południowej. Resorty obrony obu państw potwierdziły, że ich statki powietrzne wlatujące w wyznaczony przez Chińczyków obszar kontroli w przyszłości także nie zamierzają zgłaszać tego stronie chińskiej, a tym bardziej nie będą przekazywać wymaganego planu przelotu.

Strefa identyfikacji obrony przeciwlotniczej jest pojęciem nieposiadającym precyzyjnego opisu w prawie międzynarodowym. Niektóre państwa zwyczajowo zaczęły ustanawiać takie strefy po II wojnie światowej – najczęściej nad sąsiadującymi z nimi obszarami morskimi. Wymagają one, by przelatujące tamtędy obce samoloty przestrzegały wyznaczonych przez siebie zasad poruszania się i reagowania na sygnały kontroli lotów. Strefy takie – niekoniecznie odpowiadające przestrzeni powietrznej państwa – posiadają Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Kanada i Norwegia.

Yun Byung-se, minister spraw zagranicznych Korei Południowej, wyraził zaniepokojenie kolejnym zaostrzeniem sytuacji „w i tak już pełnym napięć regionie". Delegacja koreańska przeprowadziła już w czwartek rozmowy z Chińczykami, jednak w kwestii zniesienia kontroli powietrznej nie osiągnięto żadnego postępu. Nie chodzi tylko o Takeshimę – Korea i Chiny mają zresztą własny spór o skały morskie zwane Ieodo (po chińsku Suyan).

Obawy wyrażają także Filipiny, które (podobnie jak Brunei, Wietnam i Malezja) toczą własny spór z Chinami o potencjalnie bogatą w surowce naturalne część Morza Południowochińskiego. Szef filipińskiej dyplomacji Albert del Rosario wyraził zaniepokojenie misją chińskiego lotniskowca „Liaoning", który płynie w kierunku spornego obszaru na „rutynowe ćwiczenia" – jak podano w Pekinie. Del Rosario mówił wprost o tym, że strona chińska chce w przyszłości rozciągnąć swoją przestrzeń powietrzną na większość Morza Południowochińskiego, co oznaczałoby faktyczną aneksję całego tego obszaru.

Oficjalnie Pekin ustami rzecznika ministerstwa spraw zagranicznych uspokaja, że chińska strefa identyfikacji obrony przeciwlotniczej nie wpływa w żaden sposób na ruch rejsowych samolotów pasażerskich. Z kolei rzecznik ministerstwa obrony stwierdził, że to Japonia ustaliła własną strefę obrony powietrznej już w 1969 r. „Jeśli Japończycy chcą, byśmy odwołali utworzenie naszej strefy, to niech najpierw sami zlikwidują swoją, a my zrobimy to za 44 lata" – oświadczył sarkastycznie Yang Yujun. Najnowszy wzrost napięcia w Azji będzie przedmiotem planowanej na przyszły tydzień wizyty wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena na Dalekim Wschodzie. Odwiedzi on Chiny, a także dwa najważniejsze państwa sojusznicze w regionie – Koreę Południową i Japonię, gdzie łącznie stacjonuje nadal 70 tys. amerykańskich żołnierzy.

Problemem dla Waszyngtonu pozostają wciąż rozbieżności między Tokio a Seulem – oba państwa mimo ścisłej współpracy z USA i wspólnych kłopotów z coraz bardziej asertywnym chińskim sąsiadem (a także z Koreą Północną) nie są w stanie nawiązać współpracy wojskowej. Powodem są wciąż żywe resentymenty historyczne, głównie ze strony Koreańczyków. Na dodatek oba kraje same spierają się o bezludne wysepki Takeshima (Dokdo).