Nic dziwnego po raz pierwszy od 56 lat wynik nie jest przesądzony. Wszystko może się zdarzyć. Rządząca koalicja, Barisan National (Front Narodowy) jest u władzy nieprzerwanie od 1957 roku, czyli od uzyskania niepodległości przez Malezję.
W poprzednich wyborach, w 2008 roku, koalicja utraciła dotychczasowe dwie trzecie w parlamencie, pozwalające na zmianę konstytucji. Mając władzę i media, można wiele. Można oskarżyć lidera opozycji o miłość homoseksualną, która jest w Malezji karalna. Anwar Ibrahim, charyzmatyczny przywódca Pakatan Rakyat (Sojuszu Ludowego) był o nią oskarżony dwukrotnie. Doszły zarzuty o korupcję. Spędził w więzieniu kilka lat. W Internecie wciąż dostępny jest film, pokazujący dwóch mężczyzn w sytuacji intymnej, a jednym z nich ma być lider opozycji.
Trzy dni przed wyborami Anwar Ibrahim oskarżył rządzących, że mogą próbować zmanipulować wyniki. Mówił, jak cytowała agencja Reuters, że w kluczowych dla wyniku stanach federalnego państwa mogą się pojawić tysiące fałszywych wyborców, którzy przylecą podstawionymi przez partię rządząca samolotami rządowymi. Czemu władze oczywiście od razu zaprzeczyły. Eksperci przestrzegają, że niewielkie zwycięstwo Barisan Nation będzie kontestowane przez opozycję i może dojść do zamieszek.
Rząd ma się czym chwalić. Wzrost gospodarczy w ubiegłym roku przewyższył oczekiwania i wyniósł 5.6 proc.
Malezyjska giełda przeżywa rozkwit. Tylko giełdy w Stanach, Chinach i Japonii są częściej wybierane jako miejsce pierwszej oferty publicznej, a wartość (2 miliardy dolarów) zeszłorocznej oferty Feldy (producenta oleju palmowego) ustąpiła tylko wartości oferty Facebooka.
Inwestorów przyciągają dziesięcioletnie wakacje podatkowe oraz zniesiony obowiązek posiadania partnera bumiputra.
Bumiputra oznacza dosłownie "synów ziemi", ale w praktyce odnosi się tylko do Malajów, którzy stanowią około 60% populacji. Chińczycy to 26%; reszta – Hindusi i rdzenna ludność. Oni też urodzili się w Malezji, a ich rodziny mieszkają tam od pokoleń. Wielu z nich mówi o Malajach: "Oni mają wszystkie przywileje, my – żadnych. Liczy się tylko, czy jesteś muzułmaninem, a my nie jesteśmy." I chociaż obecne władze posługują się w kampanii sloganem "Jedna Malezja", to wciąż Malajom łatwiej znaleźć pracę w administracji czy taniej kupić mieszkanie.
Faktyczne zrównanie w prawach wszystkich mieszkańców bardzo podnosi w swojej kampanii opozycja, w której postacią numer dwa jest Chińczyk Lim Guan Eng, szef partii Akcja Demokratyczna, wchodzącej w skład Sojuszu Ludowego.
Reportaż Beaty Błaszczyk z Malezji w weekendowej "Rz"