Przedstawiony na początku września raport dyrekcji południowoafrykańskiego parku narodowego Kruger wzbudził niepokój zarówno rządu RPA, jak i międzynarodowych organizacji walczących o ochronę zagrożonych gatunków zwierząt. Tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy kłusownicy zabili około stu nosorożców. Jeśli rzeź będzie kontynuowana, to do końca roku pobity zostanie ubiegłoroczny niechlubny rekord – zginęło wówczas 448 zwierząt.
Cena złota
Nie pomagają akcje uświadamiania ludności, ochrona rezerwatu przez wojsko i kary dla kłusowników. W czasach gdy czarnorynkowa cena sproszkowanego rogu nosorożca zrównała się z ceną złota, zakazy nie są skuteczne. Zwierzęta zabijane są nawet przez skorumpowanych żołnierzy, czasami w najokrutniejszy sposób, gdy róg odcinany jest piłą mechaniczną żywemu nosorożcowi.
Cenę rogów wywindowali Azjaci, a głównie szybko bogacący się Chińczycy. W ich tradycji proszek z rogu nosorożca jest wręcz panaceum, któremu przypisują cudowne właściwości. Jak jeszcze w latach 90. wykazały badania naukowców z uniwersytetu w Hongkongu, tysiącletnia tradycja chińskiej medycyny w tym wypadku to czysty przesąd (zresztą podobnie jak w przypadku innych specyfików pochodzenia zwierzęcego). Jeden z naukowców powiedział dosadnie, że „wiara w tysiącletnią tradycję to często tylko tysiącletnie zabobony".
Co z tego, skoro Chińczycy, Wietnamczycy, a nawet wykształceni Koreańczycy nie przyjmują do wiadomości racjonalnych tłumaczeń. W całej Azji Wschodniej dziesiątki tysięcy sklepików i bazarowych sprzedawców oferują cudowne maści, proszki i amulety, których skuteczność „jest potwierdzona od czasów dynastii Han".
Brytyjscy dziennikarze, którzy śledzili drogę nielegalnie sprzedawanych specyfików wytwarzanych z chronionych gatunków zwierząt, oceniają, że tylko w Wietnamie jest ich ok. 60 tys. Niemal wszystkie oferują proszek z rogów nosorożca, kości i sierść tygrysa, niedźwiedzią żółć i dziesiątki innych specyfików wytwarzanych z łusek indyjskiego pangolina, rogów ginącej antylopy azjatyckiej, wodnego bawołu, z rzadkich gatunków gadów i ptaków.
Popyt na jakoby cudowne leki rośnie w tempie bogacenia się azjatyckich społeczeństw. Nie pomagają zakazy i kontrole. Naukowcy z uniwersytetu Murdoch w Perth przebadali chińskie specyfiki sprzedawane w Australii. Analiza DNA wykazała, że w połowie z nich znajdowały się składniki wytwarzane ze ściśle chronionych gatunków zwierząt. Jeśli do tego doliczyć zapotrzebowanie na rogi nosorożca i kość słoniową w krajach arabskich, to okaże się, że kłusownicy nie muszą się obawiać o brak nabywców.
Maść z tygrysa
W Afryce wciąż żyje ok. 25 tys. nosorożców, jednak wiele innych zwierząt używanych w chińskiej medycynie zostało wytrzebionych niemal doszczętnie. Taki los spotkał bawoły wodne w Indochinach, zwłaszcza w najbiedniejszych krajach takich jak Laos i Kambodża. Sprzedaż jednego rogu bawołu przynosi tam wieśniakom dochód większy niż trzy lata ciężkiej pracy na roli.
Najcenniejszą zdobyczą jest jednak tygrys – zwierzę w chińskiej astrologii uznawane za królewskie, którego niemal każdej cząsteczce przypisywana jest moc magiczna. Szczególnie silna jest wiara w przywracającą rzekomo potencję moc preparatów przygotowywanych z penisa zwierzęcia, ale niebotycznie wysokie ceny uzyskują też kości i skóra. Tygrysy zostały w Chinach wytępione, wciąż jednak są zabijane w Bangladeszu i w Indochinach. Nawet na rosyjskim Dalekim Wschodzie, gdzie w okresie powojennym udało się odbudować populację tygrysa amurskiego z niespełna 50 egzemplarzy do ok. 400, chiński popyt doprowadził do niebezpiecznego wzrostu kłusownictwa.
Bandy przemytników operują niczym handlarze narkotyków, korumpując policjantów i celników. Nic dziwnego, że o schwytaniu przestępców słychać rzadko. Kiedy w maju tego roku w bagażniku samochodu na granicy tajlandzko-malezyjskiej znaleziono dwa zabite tygrysy, zatrzymani przemytnicy przyznali, że odbiorcy obiecali im 50 tys. dolarów. Na czarnym rynku wytworzone z nich „leki" kosztowałyby 20 razy więcej.
Bezpieczne nie są nawet zwierzęta w niewoli. W chińskim Shenyangu pracownicy zoo zagłodzili na śmierć 11 tygrysów. To dobry interes, bowiem szczątki zwierząt „padłych z przyczyn naturalnych" można sprzedać legalnie, omijając zakazy.
Jeszcze okrutniejsze jest pozyskiwanie niedźwiedziej żółci stosowanej przez chińskie firmy farmaceutyczne. Zwierzęta trzymane są w malutkich klatkach, a żółć pobierana jest im za pomocą zainstalowanych na stałe cewników. Cierpiące nieopisany ból zwierzęta obgryzają własne łapy i usiłują się zabić. Protesty obrońców zwierząt nie na wiele się zdają, a firmy chcą nawet zwiększyć produkcję. Trzymane w takich warunkach zwierzęta nie przeżywają długo, ale dla hodowców nawet martwy niedźwiedź ma wartość – klienci ekskluzywnych restauracji płacą fortunę za danie z niedźwiedziej łapy.