Ponad 200 czołgów, wspieranych przez śmigłowce bojowe, już w piątek rozpoczęło ostrzał zbuntowanego miasta w prowincji Ildib. Armia przystąpiła do szturmu. W centrum i na peryferiach Dżisr al Szugur doszło do zaciętych starć między żołnierzami a uzbrojonymi grupami rebeliantów. Tworzą je głównie byli członkowie sił bezpieczeństwa, którzy zwrócili się przeciwko reżimowi. Wojsko utworzyło wokół miasta kordon, zajęło mosty i zablokowało drogi. Według naocznych świadków helikoptery strzelały nie tylko do rebeliantów, ale także do cywilów. Już wcześniej pięć tysięcy ludzi uciekło z miasta do sąsiedniej Turcji.
– Na miasto spadł prawdziwy deszcz z kul – opowiadał 39-letni Hikmat, któremu udało się uciec. Walki trwały m.in. w miejscowym szpitalu, gdzie przewieziono ciała zastrzelonych ludzi. Ile osób zginęło? Nie wiadomo, ale nieoficjalnie mówi się o co najmniej kilkudziesięciu zabitych oraz o setkach aresztowanych. W mieście słychać było eksplozje, a nad dachami domów unosiły się gęste słupy dymu.
Dżisr al Szugur uchodzi za bastion rebelii wymierzonej przeciw reżimowi prezydenta Baszara Asada. Władze utrzymują, że miasto zostało opanowane przez „grupę terrorystów sabotażystów", którzy rzekomo zabili w zeszłym tygodniu 120 policjantów. Operacja militarna ma być odwetem za ich śmierć. Organizacje obrony praw człowieka dowodzą jednak, że policjanci zostali zabici przez członków sił bezpieczeństwa lojalnych wobec Asada. Odmówili bowiem strzelania do cywilów podczas antyrządowych protestów.
Syryjskie wojsko w ostatnich tygodniach tłumiło nie tylko zryw w Dżisr al Szugur, ale także w pobliskim Maaret al Numan i Jabal al Zawija, gdzie również wielu funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa przyłączyło się do rebelii. Władze w Damaszku zaprzeczają, że stosują przemoc wobec demonstrantów. Wojskowi dezerterzy, którzy uciekli do Turcji, donoszą jednak o masowych gwałtach w prowincji Ildib i systematycznych egzekucjach cywilów. Od marca, gdy wybuchły protesty przeciwko reżimowi Asada, zginęło już około 1200 osób.
– Spirala przemocy się nakręca. Im brutalniej Asad tłumi protesty, tym więcej policjantów i żołnierzy dezerteruje, by nie musieć strzelać do bezbronnych ludzi. Syria stoi na krawędzi wojny domowej – ostrzega w rozmowie z „Rz" Hazhir Teimourian, brytyjski ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Limehouse Group of Analysts. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton po raz kolejny zażądała od władz w Damaszku wstrzymania przemocy wobec manifestantów, uwolnienia więźniów politycznych, a także ukarania winnych rozlewu krwi.
Żądają tego również Stany Zjednoczone, które oskarżyły Damaszek o wywołanie kryzysu humanitarnego. Syria odmówiła bowiem wpuszczenia do kraju pracowników Czerwonego Krzyża i innych organizacji humanitarnych. Stany Zjednoczone i Unia Europejska popierają „pilne" uchwalenie rezolucji ONZ (projekt opracowały Wielka Brytania, Portugalia, Niemcy i Francja), która potępiłaby represje reżimu. Rosja i Chiny, które mają prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i dla których Syria jest ważnym sojusznikiem, się jednak temu sprzeciwiają.