„Wokół nas kłębili się jacyś ludzie rozmawiający w nieznanym mi języku i pachnący w dziwny sposób” – tak swoje pierwsze lądowanie w Dżakarcie wspomina Barack Obama. Przyszły prezydent USA miał wówczas sześć lat, a jego matka właśnie przywiozła go do Azji, po tym gdy wyszła za mąż za Indonezyjczyka o imieniu Lolo. We wtorek już na pokładzie Air Force One Barack Obama znów wylądował na lotnisku w Dżakarcie i po czerwonym dywanie wprowadził małżonkę do kraju, w którym jako chłopiec spędził cztery lata. – Apa kabar? – zapytał szefa indonezyjskiego szefa dyplomacji Marty’ego Natalegawę, pokazując, że choć w Indonezji nie był od 39 lat, to pamięta jeszcze zwroty typu „jak się masz”.

[srodtytul]Pulchny Barry[/srodtytul]

Przez okna luksusowej prezydenckiej limuzyny przywódca Ameryki obserwował, jak zmieniła się stolica kraju, w którym żył na przełomie lat 60. i 70. W autobiograficznym bestsellerze „Dreams from My Father” Obama opisywał też drogę z lotniska, której nawierzchnia zmieniała się z asfaltu na żwir, a potem na zwykłe błoto. Wówczas Dżakarta nie była jeszcze biznesową metropolią, której ulice każdego dnia przemierza około 20 milionów ludzi, ale zacofanym azjatyckim miastem, w którego krajobrazie pojawiały się m.in. ryżowe poletka oraz suszące się wzdłuż brzegu rzeki ubrania. 40 lat temu na małego Baracka czekał skromny dom i małpa o imieniu Tata, tym razem Obama był przyjmowany w pałacu prezydenckim.

– Wspaniale być znowu w Indonezji – mówił we wtorek Barack Obama na konferencji prasowej z prezydentem Susilo Bambangiem Yudhoyono, opowiadając o dźwiękach i obrazach, które przypomniały mu chłopięce lata. Jego szkolni koledzy wspominali zaś w rozmowach z zachodnimi reporterami małego pulchnego chłopca o imieniu Barry. – Wierzę, że wciąż nas pamięta, chociaż nie spotkaliśmy się od 40 lat – mówiła 49- letnia Sonni Gondokusumo, która chodziła do jednej klasy z obecnym przywódcą Ameryki.

[srodtytul]Islam i kontrakty[/srodtytul]

Prezydent chciał wykorzystać pobyt w Indonezji na polepszenie stosunków z wyznawcami islamu. Odwiedził więc m.in. meczet Istiqlal – największy w całej Azji Południowo- -Wschodniej. Podkreślił też publicznie, że jako prezydent stara się naprawić stosunki Ameryki z islamem. – Nie spodziewam się, że kompletnie wyeliminujemy nieporozumienia i nieufność, które powstawały przez długi czas, ale sądzę, że jesteśmy na właściwej drodze – mówił.

Tego typu przemówienia dla Baracka Obamy mogą być ryzykowne. Bo chociaż wielokrotnie podkreślał, że jest chrześcijaninem, to między innymi z powodu dzieciństwa spędzonego w Indonezji i drugiego imienia – Hussein – niemal co czwarty Amerykanin jest przekonany, że prezydent USA jest właśnie muzułmaninem. Obama stara się więc zazwyczaj unikać sytuacji, które mogłyby utwierdzać jego rodaków w błędzie.

W Indonezji prezydent USA starał się też stworzyć okazje do inwestycji dla amerykańskich firm. – Skupienie się na Azji i rosnących w tym regionie światowych potęgach to filary strategii USA w XXI wieku – tłumaczył dziennikarzom Ben Rhodes, autor prezydenckich przemówień.

Pierwotnie Obama planował pokazać żonie Michelle ulubione miejsca z młodości, ale po przegranej w wyborach do Kongresu i ostrej krytyce rozrzutności Białego Domu jego doradcy uznali, że mogłoby to kosztować prezydenta zbyt wiele politycznego kapitału. Wizytę w kraju dzieciństwa Obama ograniczył więc do 20 godzin.

Prezydent USA w nostalgicznym nastroju mógł pozostać tylko kilka godzin. W czwartek i piątek weźmie bowiem udział w szczycie G20 w stolicy Korei Południowej. Dla Obamy nie będą to łatwe rozmowy, ponieważ wielu liderów największych potęg gospodarczych świata ma kompletnie inną wizję walki z kryzysem niż Stany Zjednoczone. Z Seulu prezydent poleci zaś do Jokohamy w Japonii na szczyt państw APEC.

[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]