Ich konsekwencje mogą być bardziej dramatyczne i długofalowe, niż obalenie prezydenta Kurmanbeka Bakijewa.
Rozkaz strzelania do uczestników zamieszek i mobilizacja rezerwistów – takie decyzje podjął rząd tymczasowy. To za późno i za mało – taką świadomość mają same władze Kirgizji. Zaapelowały o pomoc militarną do Rosji. Ta na razie zachowuje się wstrzemięźliwie – wysłała spado- chroniarzy do ochrony swej bazy w Kancie, ale „nie chce się mieszać w wewnętrzne sprawy Kirgizji”. Nie wiadomo jednak, jak długo.
Zaangażowanie militarne jest w tej chwili Rosji nie na rękę. Nie może oczekiwać, że łatwo i szybko uspokoiłaby sytuację na południu Kirgizji. „Kirgizja może się stać drugim Afganistanem” – to słowa prezydenta Miedwiediewa. Ostrzegał przed takim scenariuszem już w kwietniu, po rewolucji, która obaliła Bakijewa. Ale jeśli krwawe zajścia na południu Kirgizji potrwają dłużej, trudno wątpić, że Rosja włączy się do gry.
Zaangażowanie militarne jest tym bardziej prawdopodobne, że UE zachowuje się niemrawo – „zamierza wysłać” emisariusza, który „oceni sytuację”, jakby nie było oczywiste, że w sercu Azji Środkowej zaczęła się lokalna apokalipsa. Jeśli nadal będzie lać się krew, społeczność międzynarodowa nie będzie miała prawa specjalnie potępiać Rosji, gdy – na ponawiane prośby władz – wyśle tam wojska. Ta bratnia pomoc będzie miała sporą cenę, którą zapłaci także Zachód.
Pięcioipółmilionowa Kirgizja to jedyne państwo na świecie, na którego terenie znajduje się zarówno baza amerykańska, jak i rosyjska. Rosja nie kryje, że wolałaby bardziej banalną sytuację – żeby na terenie tej postradzieckiej republiki znajdowała się tylko rosyjska baza. Od obalenia Bakijewa, który rozwścieczył Rosję, przedłużając dzierżawę kluczowej dla operacji w Afganistanie bazy USA w Manas, sytuacja Amerykanów w Kirgizji znacznie się skomplikowała. Południe stoi w ogniu.
Rząd jest rozpaczliwie słaby, nie kontroluje struktur siłowych. Czy można wątpić, że jeśli Rosja tego zażąda w zamian za interwencję, Amerykanie będą musieli się wynieść z Azji Środkowej?
Gorzki paradoks polega na tym, że ta geopolityczna porażka Zachodu, podobnie jak bezustanne napięcia w tym regionie, zostały zaprogramowane przez Józefa Stalina. To on wyznaczył absurdalne granice republik azjatyckich, szatkując Dolinę Fergany. Dbał, by nie były to republiki jednonarodowe, by tliły się w nich konflikty. Dlatego w położonym na południu Kirgizji mieście Osz – gdzie połowę ludności stanowią Kirgizi, a połowę Uzbecy – trwają pogromy, po raz kolejny i na pewno nie ostatni.