„Europejskie żydowskie wezwanie do rozsądku” zostało napisane przez grupę znanych intelektualistów z Europy. Na czele z francuskimi filozofami Bernardem-Henrim Levym, Alainem Finkielkrautem oraz szefem Zielonych w Parlamencie Europejskim Danielem Cohnem-Benditem. W Internecie apel podpisało blisko 4 tysiące osób. Autorzy apelu założyli również europejski ruch – o roboczej nazwie Ż- Wezwanie (J-Call) – wzorowany na żydowskich organizacjach lobbystycznych z USA. Od amerykańskich pierwowzorów będzie go odróżniać to, że jego członkowie nie zamierzają bezkrytycznie popierać wszelkich działań Izraela.

„Jesteśmy obywatelami krajów europejskich, Żydami, którzy są zaangażowani w życie swoich ojczyzn. Związek z Izraelem jest jednak częścią naszej tożsamości. Martwimy się o jego przyszłość. Oprócz zagrożeń zewnętrznych niebezpieczeństwo dla niego widzimy również w dalszej okupacji (ziem palestyńskich) i rozbudowie osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu i arabskich dzielnicach Jerozolimy. Te działania są politycznie i moralnie naganne” – napisali autorzy apelu. Wezwali do utworzenia niepodległej Palestyny, na co naciskać powinna Unia.

List został oficjalnie ogłoszony – wraz z informacją o powołaniu do życia ruchu Ż-Wezwanie – wczoraj na konferencji prasowej w Brukseli. – Żydzi żyjący w diasporze wbrew temu, co wydaje się wielu ludziom, nie są monolitem. Walczyliśmy z próbami ogłoszenia bojkotu żydowskich naukowców i produktów w Europie, ale jednocześnie mamy prawo do krytykowania polityki Izraela na terytoriach okupowanych – powiedział David Chemla, szef francuskiej filii żydowskiej, lewicowej organizacji Pokój Teraz i jeden z założycieli Ż-Wezwania.

Inicjatywa wywołała jednak oburzenie wśród wielu europejskich Żydów, którzy podkreślają, że petycja nie jest głosem całej diaspory na Starym Kontynencie, ale jedynie „wybrykiem grupy lewaków”. – To zostanie wykorzystane przez wrogów Izraela! Izraelczycy nie potrzebują diaspory, żeby wiedzieć, jakie decyzje podejmować. Sami również wiedzą, jak powinny wyglądać granice państwa, których bronią ich córki i synowie. Ten apel to poważny błąd – powiedział Richard Prasquier, szef Rady Przedstawicielskiej Instytucji Żydowskich we Francji.