– To jedna z nielicznych chwil, w których osobista tragedia przebija serce narodu z taką siłą. Dziś cały naród pogrążony jest w bezbrzeżnym smutku po śmierci Asafa, który runął z niebios jak jego ojciec – mówił w poniedziałek premier Izraela Beniamin Netanjahu do pogrążonych w żałobie Izraelczyków. Jego zdaniem to niemal biblijna tragedia. – Ojciec i syn, podążając za miłością do latania, wznieśli się w niebiosa w żelaznych rydwanach, aby powrócić na ziemię w rydwanach ognia.
21-letni kapitan Asaf Ramon zabił się, gdy jego myśliwiec F-16 rozbił się na Zachodnim Brzegu Jordanu. Był wschodzącą gwiazdą lotnictwa. Zaledwie kilka miesięcy temu Izraelczycy ze wzruszeniem obserwowali, jak prezydent Szymon Peres wręcza mu odznakę ukończenia szkoły kadetów.
– Koło się zamknęło. Od ojca do syna – mówił wtedy z dumą prezydent, przypinając mu odznakę do piersi.
Utalentowany młodzieniec postanowił zostać pilotem tak jak jego ojciec, który stał się narodowym bohaterem. Ilan Ramon przeszedł do historii jako uczestnik słynnej akcji zbombardowania irackiego reaktora nuklearnego w Osiraku w 1981 roku.
Niezwykle niebezpieczna misja została perfekcyjnie przeprowadzona. Eskadra myśliwców przeleciała przez Jordanię i Arabię Saudyjską, a następnie, lecąc 30 metrów nad ziemią, aby uniknąć wykrycia przez irackie radary, dotarła nad reaktor. Samoloty zniszczyły cel i bezpiecznie wróciły do bazy. Ilan Ramon był najmłodszym uczestnikiem misji, która pozbawiła Saddama Husajna szansy na wyprodukowanie bomby atomowej.
20 lat później pułkownik Ramon został wytypowany do udziału w misji promu Columbia i przeszedł do historii jako pierwszy izraelski astronauta. Jednak 1 lutego 2003 roku, w czasie powrotu na ziemię, amerykański prom, który miał uszkodzoną osłonę termiczną, rozpadł się na kawałki. Siedmiu astronautów znajdujących się na pokładzie zginęło.
– Najpierw przeżywaliśmy wielkie, prawie religijne uniesienie, kiedy Izraelczyk poleciał w kosmos. Gdy prom znajdował się nad Izraelem, Ilan Ramon przemówił do narodu. To było dla nas jak głos z nieba. A potem ta katastrofa i poczucie nieopisanej tragedii – wspomina w rozmowie z „Rz” Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce.
Dla niego tragedia miała dodatkowo wymiar osobisty, bo znał matkę pułkownika Ramona, która tak jak on pochodziła z Borysławia.
– Teraz wszyscy przeżywamy tę tragedię jak coś osobistego. Cały Izrael sekundował synowi Ilana, który marzył o tym, aby pójść w ślady ojca. Myślimy o zrozpaczonej matce, która najpierw straciła męża, a teraz syna. Ta tragedia ma dla nas wymiar niemal biblijny. Przypomina dramat Hioba, którego Bóg wystawił na ciężką próbę, zabierając mu rodzinę – mówi Weiss.
Wielu Izraelczyków ze łzami w oczach słuchało wczoraj słów pogrążonej w rozpaczy matki Asafa Ramona.
– Kochanie, jest we mnie tyle gniewu. Obiecywali, że się o ciebie zatroszczą. Wcześniej obiecywali, że zatroszczą się o twojego ojca. Wiem, że teraz ty się nim opiekujesz, ale chciałam, abyś był tutaj, ze mną – mówiła w radiu izraelskiej armii.
Zgodnie z tradycją, jeśli do wojska chce wstąpić Izraelczyk, który stracił podczas służby w armii bliskiego członka rodziny, jego decyzję musi zaaprobować matka. W mediach wybuchła debata, czy matki nadal powinny wyrażać taką zgodę.
– Przecież kobieta, której syn potem ginie, musi się czuć, jakby sama posłała go na śmierć – mówi Weiss.
Władze nie ogłosiły oficjalnej żałoby narodowej, ale izraelskie rozgłośnie radiowe nadawały wczoraj muzykę poważną, a prezenterzy telewizyjni występowali na wizji ubrani na czarno.
Asaf Ramon został pochowany obok swojego ojca na cmentarzu w Nahalal – jednej z pierwszych osad żydowskich założonych w 1908 roku. Na tym samym cmentarzu położonym na wzgórku z widokiem na żyzną dolinę leży także Mosze Dajan, charyzmatyczny generał, który przyczynił się do stworzenia mitu niezwyciężonej armii Izraela.