Gruzińskie pociski moździerzowe poleciały w kierunku osetyjskich posterunków z wioski Dici, leżącej zaledwie cztery kilometry od Cchinwali – z takimi oskarżeniami wystąpiły w sobotę władze Osetii Południowej. – Nie było żadnych strzałów – zaprzeczył przedstawiciel gruzińskiego MSW Szota Utiaszwili.

– Nie mamy dowodów potwierdzających, że doszło do ostrzału w kierunku Cchinwali – oświadczyli również przedstawiciele unijnej misji obserwacyjnej EUMM. Wcześniej poinformowali oni jednak gruziński portal Civil.ge, że słyszeli cztery wybuchy po stronie osetyjskiej. Ich przyczyn nie udało się ustalić.

W sukurs Osetyjczykom przyszli Rosjanie. “W przypadku dalszych prowokacji zastrzegamy sobie prawo do wykorzystania wszelkich dostępnych sił i środków w celu ochrony obywateli Osetii Południowej i rosyjskich żołnierzy” – zapowiedział resort obrony. W miarę jak zbliża się

8 sierpnia – rocznica rozpoczęcia ubiegłorocznej wojny na Kaukazie – sytuacja w strefie między Gruzją i Osetią Południową staje się coraz bardziej napięta.

Z regionu docierają informacje o kolejnych incydentach, a Rosjanie i Osetyjczycy sugerują, że Gruzja szykuje się do kolejnego ataku. – To oczywiste, że Gruzja sama nie jest w stanie powtórnie zaatakować, a doświadczenie nauczyło Saakaszwilego, że Zachód go nie wesprze – przekonuje “Rz” analityk wojskowy Aleksandr Chramczychin. Sam prezydent mówił wczoraj, że Gruzji nie grozi nowa wojna z Rosją, ale Moskwa liczy na odsunięcie go od władzy. – Gruzja wie, że nie może odzyskać siłą Osetii i Abchazji – powiedział Micheil Saakaszwili.

Mimo to Moskwa zapowiadała “zdecydowane kroki” w odpowiedzi na remilitaryzację kaukaskiej republiki, a do Cchinwali przybywały kolejne rosyjskie delegacje, m.in. prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Pretekstem do konfliktu może być spór terytorialny. W miniony piątek lider Osetii Południowej Eduard Kokojty zapowiedział, że zamierza odebrać Gruzinom “rdzennie osetyjski” kaukaski wąwóz Truso, który leży w rejonie przygranicznym.

Po deklaracjach rosyjskiego resortu obrony Gruzini doświadczają déja vu. Oskarżają Moskwę o prowokowanie kolejnego konfliktu, zwracając uwagę, że podobne groźby rozbrzmiewały przed rokiem. – Mamy nadzieję, że świat wyśle Rosji jasny sygnał, by uniknąć powtórki z historii – apeluje Tbilisi.

W ciągu ostatniego miesiąca Rosja otrzymała już takie sygnały. Prezydent USA Barack Obama podczas wizyty w Moskwie oraz wiceprezydent Joe Biden w Tbilisi dali jasno do zrozumienia, że dążąc do poprawy stosunków z Moskwą, Waszyngton nie zamierza poświęcać Gruzji. Ale to może nie wystarczyć. EUMM wzywa strony do zachowania spokoju i “do maksymalnej wstrzemięźliwości w tym szczególnie delikatnym czasie”. – Z racjonalnego punktu widzenia powtórka jest absolutnie wykluczona – mówi Chramczychin. I dodaje: – Może do niej dojść, tylko jeśli któraś ze stron zachowa się nieadekwatnie w sensie psychiatrycznym. Ale to już jest przypadek dla lekarza, a nie analityka wojskowego.

Dziennikarz i ekspert wojskowy Paweł Felgengauer, który przewidział ubiegłoroczną wojnę, jest odmiennego zdania i już od kilku miesięcy prognozuje, że dojdzie do dogrywki. – Aktywizacja Moskwy jest tego potwierdzeniem. Istnieje 50 – 80 proc. prawdopodobieństwo, że wybuchnie kolejna wojna – przekonuje “Rz”. – Dlaczego? Kreml nie osiągnął swoich celów. Saakaszwili nie upadł, choć rok temu wydawało się, że jest śmiertelnie ranny. Wpływy Rosji na Kaukazie zmalały, Europa buduje Nabucco itd. Trzeba wrócić do gry – tłumaczy. – Najlepszy jest termin do połowy września, bo potem będzie już za zimno.

[ramka][b]Kreml umacnia pozycję w regionie[/b]

Memorandum o utworzeniu w Kirgizji drugiej rosyjskiej bazy wojskowej podpisali w sobotę prezydenci Dmitrij Miedwiediew i Kurmanbek Bakijew. Ruch, który ma umocnić pozycję Rosji w regionie, jest reakcją na nie- dawną decyzję Biszkeku, który postanowił nie likwidować znajdującej się w tym kraju amerykańskiej bazy wojskowej.

Dokument przewiduje, że Rosja umieści w Kirgizji dodatkowy batalion wojsk, które będą „stać na straży kirgiskiej suwerenności i odpierać ataki międzynarodowych terrorystów”. Elementem bazy będzie centrum szkoleniowe dla rosyjskich i kirgiskich żołnierzy. Memorandum podpisano podczas nieformalnego szczytu Organizacji Dokumentu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB), bloku polityczno-wojskowego, w którego skład wchodzi siedem państw obszaru byłego ZSRR: Rosja, Białoruś, Armenia, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgizja. Rosja chce, by był on przeciwwagą dla NATO.

Na drodze do spełnienia kremlowskich marzeń o anty-NATO stanął jednak kolejny raz Aleksander Łukaszenko. Podczas sobotniego szczytu oczekiwano, że prezydent Białorusi przyłączy się do porozumienia o utworzeniu sił szybkiego reagowania ODKB. Gdy uroczyście podpisywano go na czerwcowym szczycie w Moskwie, Łukaszenko, obrażony za wprowadzone przez Moskwę embargo na białoruskie mleko, odmówił swego poparcia. Wszystko wskazuje na to, że – choć mleczna wojna już się skończyła – chce on wykorzystać sprawę wojsk jako argument w napiętych ostatnio relacjach z Rosją. Do porozumienia o wspólnych siłach nie przyłączył się też, jak dotąd, Uzbekistan.

[i]—prus[/i][/ramka]