Karta tożsamości narodowej to dokument biometryczny – plastikowy prostokąt z chipem, na którym zapisane są data urodzenia, nazwisko, ale też odciski palców i skan siatkówki. Karta będzie wydawana wszystkim obywatelom i honorowana we wszystkich urzędach. Dane mają być zapisane w języku angielskim.

To zapowiedź poważnych zmian nad Gangesem, bo żyją tam miliony ludzi dosłownie pozbawionych tożsamości, niewidzialnych dla państwowych instytucji i programów pomocowych. Brak dokumentów odzwierciedla indyjskie obyczaje – dużo ważniejsza niż indywidualny człowiek jest zbiorowość. By ustalić czyjś status i pozycję, wystarczy poznać rodzinę, z której pochodzi.

[srodtytul]Brak dokumentu ułatwia nadużycia [/srodtytul]

Teraz indyjskie urzędy wydają około 20 różnych dokumentów potwierdzających tożsamość, między innymi akty urodzenia, zaświadczenia o przynależności do kasty, NIP, prawo jazdy, kartki żywnościowe. W praktyce ich użycie jest jednak trudne: uboga rodzina, która w poszukiwaniu pracy przeniosła się do innego stanu, nie może już liczyć na rządową pomoc, na przykład darmowe lub sprzedawane taniej racje żywności.

Brak uniwersalnego dokumentu powoduje chaos i ułatwia nadużycia. W niektórych stanach liczba znajdujących się w obiegu kartek na ryż przekracza faktyczną populację, w innych nie wiadomo nawet, ilu jest mieszkańców. W kraju, w którym większość dzieci rodzi się na wsiach, bez pomocy lekarza, wiarygodne statystyki nie istnieją.

[srodtytul]Ilu jest obywateli[/srodtytul]

Może dzięki kartom uda się wreszcie ustalić prawdziwą liczbę Hindusów – w ostatnich latach szacunki różniły się nawet o 100 mln, ostatnie mówią o 1,2 miliarda obywateli. Łatwiej też będzie wystąpić o paszport czy zaświadczenie, że jest się właścicielem ziemi. Teraz takie procedury ciągną się miesiącami, na ich odwlekaniu korzystają urzędnicy biorący łapówki.

Nowe dokumenty umożliwią najbiedniejszym i niepiśmiennym korzystanie z darmowych dostaw energii czy zapisanie dzieci do szkoły. Mają też chronić ich przed arogancją policji i urzędników – trudniej będzie bez powodu kogoś zatrzymać, przesłuchiwać i karać. Dotąd obecności wielu osób w aresztach w ogóle nie rejestrowano. Karty mają ukrócić korupcję i zmniejszyć szarą strefę – obecnie tylko 7 procent Hindusów płaci podatek od dochodów.

Wprowadzenie kart planowano od blisko dekady. Po ubiegłorocznych zamachach na hotele w Bombaju podkreślano, że dokumenty pozwoliłyby monitorować imigrantów i zwiększyć bezpieczeństwo. Obietnica wydania kart była jednym z najważniejszych punktów kampanii Indyjskiego Kongresu Narodowego przed kwietniowymi wyborami do parlamentu. Zaraz po ponownym objęciu fotela premiera Manmohan Singh powołał Narodowy Urząd do spraw Tożsamości.

[srodtytul]Wielkie wyzwanie logistyczne[/srodtytul]

Stworzenie gigantycznej bazy danych o indyjskim społeczeństwie to nie tylko wyzwanie logistyczne. Taki bank informacji wymaga szczególnej ochrony. Indyjski rząd poprosił o pomoc Nandana Nilekani, twórcę Infosys – jednej z największych na subkontynencie firm komputerowych. Nilekani właśnie zrezygnował z fotela prezesa i przyjął rządową posadę w randze ministra. Zatrudni 150 specjalistów, będzie współpracował aż z 60 departamentami, ma do dyspozycji budżet wysokości 15 miliardów złotych.

Aby za kilka lat można było wydać karty, już dziś muszą powstać fabryki produkujące między innymi potężne serwery, które pomieszczą dane Hindusów. Nilekani, biznesmen i wizjoner, który niedawno opublikował książkę o przyszłości Indii, podkreśla, że całe społeczeństwo może dokonać dzięki temu cywilizacyjnego skoku. Baza danych pozwoli dostarczać Hindusom różne usługi, na przykład kredyty rolnikom, którzy sami nigdy nie udaliby się do banku.

Pierwsze karty mają zostać wydane za półtora roku, między innymi w Goa, Bombaju i na Andamanach.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

[mail=p.wilk@rp.pl]p.wilk@rp.pl[/mail][/i]