[b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/07/05/dni-tajwanu-sa-policzone/]Skomentuj na blogu[/link] [/b]
Liderzy Kuomintangu nie mówią o niepodległości, jak poprzedni prezydent Czen Szuej-bien, który z zapałem tajwanizował Tajwan i rozbudzał tajwańską tożsamość, inną od chińskiej. Jednocześnie komunistyczni przywódcy chińscy nieco złagodzili retorykę. Najważniejszy z nich, Hu Jintao, użył określenia „Chińskie Tajpej”, co brzmi zupełnie inaczej niż wcześniejsze określanie Tajwanu jako zbuntowanej wyspy. [wyimek]Jest sporo uroku w tym, jak Tajwan (wciąż) dba o swoich malutkich sojuszników [/wyimek]
W domyśle było: bunt kiedyś się skończy. Czy jednak należy używać czasu przeszłego? Czy Tajwan nie stanie się, nie jutro oczywiście, ale za X lat, częścią Chin? Prowadzę co jakiś czas rozmowy z grupą Tajwańczyków. Ostatnio wyczułem w ich wypowie-
dziach zmianę tonu, pewną rezygnację. Jakby zakładali, że TO może się stać. Na razie Tajwan jest coraz bardziej związany z Chinami kontynentalnymi ekonomicznie. To interes obustronny. Tajwańczycy obawiają się, że ChRL, najatrakcyjniejszy rynek zbytu na świecie, wybierze sobie innych bliskich partnerów w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Jak najbliżej współpracować gospodarczo z Pekinem chcą przecież wszyscy bliżsi i dalsi sąsiedzi.
Na razie zmiany polegają na otwieraniu połączeń lotniczych i promowych, na wpuszczaniu wycieczek chińskich biznesmenów i turystów (ci, żeby było śmieszniej, najchętniej odwiedzają miejsca związane z Czang Kaj-szekiem, największym wrogiem chińskich komunistów).
Można odnieść wrażenie, że Pekin już nawet tak bardzo nie walczy o przeciąganie na swoją stronę państw, które utrzymują stosunki dyplomatyczne z Tajwanem, dając mu pozory prawdziwej niepodległości. Nie są to potęgi. W sumie dwadzieścia kilka krajów, najczęściej bardzo egzotycznych (i czerpiących zyski z przyjaźni z Tajwanem). Trochę państw wyspiarskich na Pacyfiku, typu Palau, Vanuatu, Kiribati. Najważniejszy jest Watykan i kilka krajów latynoskich. Wydawało się, że nowy, lewicowy prezydent Paragwaju, były biskup Fernando Lugo, zaprzyjaźni się z Chinami. Ale na razie tego nie zrobił, ma dużo własnych problemów (wyszło na jaw, że jako duchowny wykorzystywał seksualnie parafianki). Nie poddaje się i Panama oraz mocno lewicowa Nikaragua. Oba kraje pojechał odwiedzić w zeszłym tygodniu prezydent Ma Ying-jeou.
Jest sporo uroku w tym, jak wciąż jeszcze (ale jak długo?) Tajwan dba o swoich malutkich sojuszników. Kilka przykładów z ostatnich tygodni: Tajwańskie MSZ wspiera hodowlę tilapii w Belize (dla niezorientowanych: kraj w Ameryce Środkowej, były Honduras Brytyjski, 300 tysięcy mieszkańców), a na Saint Christopher i Nevis (wysepkach karaibskich z 40 tysiącami mieszkańców) – poszukiwania i wykorzystanie źródeł geotermalnych. Z pięciodniową wizytą przebywa na Tajwanie delegacja parlamentu Palau (wyspy na Pacyfiku, 20 tysięcy mieszkańców). Najważniejsze punkty programu – spotkanie z prezydentem Ma i odwiedziny w licealnym klubie baseballowym (bo szef Senatu wysp Palau Mlib Tmetuchl jest wielkim fanem tego sportu).
Tajwan to udany przykład demokracji w Azji Wschodniej, udany przykład flirtu tajwańskich Chińczyków z zachodnimi ideałami. I tego byłoby najbardziej żal. Ale chyba jest jeszcze szansa, by Tajwańczycy nie musieli się przekonać, jak im będzie w ChRL?