– Użyjemy wszelkich możliwych środków, aby zaprowadzić porządek – zapowiedział wczoraj szef tajlandzkiej armii Songkitti Jaggabatara. Wystąpił wkrótce po ostrych starciach w rejonie Ding Daeng – największego węzła komunikacyjnego w stolicy kraju Bangkoku. Rankiem 500 żołnierzy zaatakowało demonstrantów blokujących węzeł. Wojsko zapewnia, że strzelano jedynie w powietrze, ale świadkowie mówią o przypadkach oddawaniu ognia do manifestantów. Uczestnicy blokady bronili się, rzucając butelkami z benzyną. W ciągu dnia rannych zostało 113 osób, dwie zginęły.
Kampanię antyrządowych protestów, której elementem była blokada, organizują zwolennicy byłego premiera Thaksina Shinawatry. Polityk, będący jednym z najbogatszych Tajlandczyków, cieszy się poparciem głównie biednych warstw społeczeństwa. W latach 2001 – 2006 wprowadził wiele programów socjalnych, dążąc do zmniejszenia nierówności majątkowych. Wystąpiła przeciw niemu opozycja konserwatywno-rojalistyczna, zarzucając rządowi populizm, korupcję i nepotyzm. W wyniku bezkrwawego puczu wojskowego w 2006 r. Shinawatra został obalony i opuścił kraj.
Po wyborach w następnym roku rząd sformowali jednak zwolennicy Thaksina Shinawatry. Nie porządzili nawet roku – we wrześniu rojaliści, zwani żółtymi koszulami, sparaliżowali Bangkok blokadami lotnisk i budynków rządowych. W parlamencie doszło do przetasowań i 17 grudnia władzę objął rojalista Abhisit Vejjajiva. Zwolennicy Shinawatry postanowili odpłacić pięknym za nadobne i zaczęli przygotowywać akcję opartą na pomyśle ich przeciwników.
Rebelia zaczęła się 26 marca, gdy ubrani w czerwone koszule opozycjoniści otoczyli siedzibę rządu. Wkrótce zgromadzili tam na wielkim wiecu 100 tysięcy ludzi. W sobotę kilka tysięcy uzbrojonych w drągi i proce „czerwonych koszul” ruszyło na kurort Pattaya, gdzie rząd organizował szczyt liderów azjatyckich z udziałem m.in. premierów Chin i Japonii. Demonstranci sforsowali policyjne kordony i wtargnęli do centrum konferencyjnego, podczas gdy dyplomatów ewakuowano śmigłowcami. Według BBC sympatyzujący z Shinawatrą żołnierze tylko udawali, że próbują powstrzymać napastników.Rząd musiał odwołać szczyt. – Naszym zadaniem jest teraz zapewnienie bezpieczeństwa przywódcom, by spokojnie wró- cili do krajów – mówił premier Vejjajiva w telewizji.
W niedzielę władze ogłosiły stan wyjątkowy w Bangkoku, aresztując jednego z liderów buntu. Demonstranci jednak nie ustępują. Wkrótce po ogłoszeniu dekretu Vejjajiva musiał uciekać z budynku MSW, zaatakowanego przez „czerwone koszule”. Rebelianci blokowali ulice, atakowali policję, obrzucali butelkami z benzyną rządowe budynki.
Przebywający w nieznanym miejscu Shinawatra wezwał przez radio do rewolucji, oskarżając armię o strzelanie do cywilów. – Wielu ludzi zginęło. Oni zgarniali z ulic ciała, rzucali na ciężarówki i wywozili – mówił w wywiadzie radiowym. Zapowiedział, że może powrócić z wygnania i stanąć na czele rewolty.