Przywódcy Chin i Japonii będą odbywać coroczne spotkania na szczycie, by zacieśnić relacje między oboma krajami – zapowiedzieli wczoraj przywódca Chin Hu Jintao i premier Japonii Yasuo Fukuda. Hu Jintao przybył do Tokio na kilkudniowe rozmowy: to pierwsza wizyta szefa państwa chińskiego w Japonii od 10 lat.
Oba kraje były dotąd w stanie permanentnego konfliktu dyplomatycznego. Spory o historię i złoża surowców powodowały, że obawiano się nawet konfliktu zbrojnego. Po wczorajszym spotkaniu Jintao i Fukuda stwierdzili jednak, że są na najlepszej drodze do zbudowania całkiem nowych stosunków. Już latem może zostać zawarte porozumienie o eksploatacji spornych złóż gazu na dnie Morza Wschodniochińskiego. – Współpraca to nasza jedyna opcja – podkreślali zgodnie politycy.
Podczas trwającej pięć dni wizyty w Japonii przywódca Chin spotka się aż trzykrotnie z cesarzem Akihito. Zdaniem obserwatorów, świadczy to o wielkiej wadze, jaką Japończycy przywiązują do tej wizyty.
– W obu krajach istnieją jednak bardzo rozbudzone uczucia nacjonalistyczne, których nie można lekceważyć – zastrzega Phil Deans, ekspert spraw międzynarodowych Uniwersytetu Temple w Tokio.
Na nacjonalistycznej nucie grał poprzedni premier Japonii Shinzo Abe, a historia stała się jednym z głównych punktów spornych w stosunkach między obu krajami. Zdaniem Pekinu, rząd w Tokio bagatelizował japońską odpowiedzialność za zbrodnie wojenne popełnione m.in. w Chinach. W 2005 roku wizyta premiera Abe w świątyni Yasukuni upamiętniającej japońskich bohaterów, w tym kilkudziesięciu skazanych za zbrodnie wojenne, wywołała masowe protesty Chińczyków. 71-letni premier Fukuda zapowiedział jednak, że będzie dążył do poprawy stosunków z regionalnym mocarstwem. Zwłaszcza że Chiny zajęły miejsce USA jako największy partner handlowy Japonii.
– Przywrócenie zaufania między naszymi krajami zajmie co najmniej dziesięć lat. Jeśli kolejny przywódca po Fukudzie wybierze się do świątyni Yasukuni, wszystkie wysiłki legną w gruzach – przewiduje Liu Jangyong, ekspert ds. Japonii z Uniwersytetu Tsinghua w Pekinie.
Chińskie władze, zaniepokojone zapowiedziami bojkotu otwarcia igrzysk przez światowych przywódców, prowadzą ostatnio na wielu frontach dyplomatyczną ofensywę, która ma poprawić wizerunek kraju. Wczoraj w Watykanie wystąpiły przed Benedyktem XVI chór i orkiestra filharmonii z Pekinu i chór z Szanghaju.
mszy, reuters, ap
Strona kontrowersyjnej świątyni Yasukuni: www.yasukuni.or.jp/english
Dan Blumenthal, ekspert American Enterprise Institute w Waszyngtonie
Rz: Wizyta chińskiego przywódcy Hu Jintao w Japonii przebiega w wyjątkowo serdecznej i przyjaznej jak na te dwa kraje atmosferze. Skąd takie nastroje?
Dan Blumenthal:
Oba kraje chcą obniżyć temperaturę rywalizacji, jaka wywiązała się między nimi w ostatnich latach. Proces ten trwa od odejścia japońskiego premiera Koizumiego. Wcześniej było to trudne, między innymi ze względu na wizyty Koizumiego w świątyni Yasukuni (gdzie pochowani są japońscy zbrodniarze wojenni). Dlatego atmosfera tej wizyty jest tak bardzo ważna.
Styl i ton wystąpień Hu w Japonii wydają się wyjątkowo bezpośrednie i osobiste. Skąd ta zmiana?
To element świadomej polityki mającej poprawić wizerunek Chin w regionie i na świecie. Pekin zorientował się pod koniec lat 90., że inni w coraz większym stopniu postrzegają Chiny jako kraj agresywny. Chińczycy starają się pokazać sąsiadom z dobrej, przyjaznej strony. Udowodnić, że ich polityka „pokojowego wzrostu” nikomu nie zagraża. Nie zmienia to faktu, że wielu sąsiadów Państwa Środka, także Japonia, z niepokojem patrzy na wzrost chińskiej potęgi. Dla Chin ważne jest, by te kraje nie utworzyły czegoś w rodzaju antychińskiego sojuszu czy partnerstwa obliczonego na zrównoważenie chińskich wpływów.
Jak pana zdaniem wygląda przyszłość stosunków między dwoma azjatyckimi gigantami?
Myślę, że zgodnie z określeniem Chińczyków będzie to „gorąca ekonomia i zimna polityka”, czyli bliska współpraca gospodarcza i rywalizacja polityczna. Obie strony będą się oczywiście starać, by rywalizacja ta nie przerodziła się w otwarty konflikt. Ale tarcia są nieuniknione: Chiny szybko rosną w siłę, a Japonia stara się odzyskać status normalnego kraju z normalną armią. Dla Waszyngtonu nie jest to łatwa sytuacja. Japonia to oczywiście najbliższy sojusznik Ameryki w tamtym regionie, ale konfliktu z Chinami nikt tu nie chce.
rozmawiał w Waszyngtonie Piotr Gillert