Teraz domaga się sprawiedliwości.
Yara, córka jordańskich imigrantów, wychowała się w amerykańskim Salt Lake City, ale nosi chustę i ubiera się jak Saudyjki. Od ośmiu lat mieszka w mieście Dżudda i razem z mężem pracuje w branży finansowej. Kilka dni temu pojechała do stolicy – Rijadu, zobaczyć nową siedzibę swojej firmy. Kiedy w budynku zgasło światło, Yara i kilku kolegów poszli do Starbucksa, by skorzystać z bezprzewodowego Internetu. Błyskawicznie pojawili się mężczyźni z religijnej policji. – Popełniasz wielki grzech – usłyszała Yara.
Policjanci zabrali jej telefon komórkowy i siłą wepchnęli do samochodu. W areszcie kazano jej się rozebrać, po czym ją przeszukano. Musiała podpisać dokument, w którym przyznaje się do winy. Od sędziego usłyszała, że spłonie w piekle.
Dzięki mężowi, znanemu przedsiębiorcy, Yara wyszła na wolność. Ale w areszcie poznała wiele kobiet, które nie miały tyle szczęścia. Dlatego zapowiedziała, że będzie walczyć o sprawiedliwość. – Gdybym wyjechała do Ameryki, oni by wygrali. Nie można ulec terrorowi tych ludzi – powiedziała dziennikowi „The Times”.