Jeśli Kongres USA nie będzie miał zastrzeżeń, pociski będą pierwszą partią broni, jaka popłynie do saudyjskiej monarchii w ramach wartego 20 miliardów kontraktu zbrojeniowego, który Waszyngton ogłosił już w lipcu zeszłego roku. Biały Dom argumentuje, że wzmocnienie arabskich sojuszników jest konieczne w obliczu zagrożenia ze strony Iranu, oskarżanego o próby pozyskania broni atomowej. Jednak kraje znad Zatoki Perskiej sceptycznie podchodzą do antyirańskiej kampanii Busha, obawiając się kolejnej po Iraku konfrontacji w regionie.Król Abdullah przyjął wczoraj prezydenta Stanów Zjednoczonych w swojej posiadłości pod Rijadem, gdzie nawet boksy dla królewskich koni są klimatyzowane. To rewanż za gościnę, jakiej Bush dwukrotnie udzielił monarsze na swoim ranczo Crawford w Teksasie.
Równolegle z George’em W. Bushem kraje arabskie odwiedzał prezydent Francji Nicolas Sarkozy. On także nie przyjechał z pustymi rękami. Wczoraj w Zjednoczonych Emiratach Arabskich uzgodniono, iż francuska armia ustanowi w tym kraju stałą bazę wojskową dla 500 żołnierzy.– Umowa ta jest sygnałem, że Francja bierze udział w zapewnieniu stabilizacji w regionie – powiedział Sarkozy. Jednak głównym rezultatem jego wizyt w Emiratach, Katarze oraz Arabii Saudyjskiej są warte miliardy dolarów kontrakty dla francuskich koncernów atomowych, które pomogą tym państwom w produkcji energii jądrowej. Podobne umowy Sarkozy podpisał już z Libią i Algierią.