– Na szczęście nie słychać już strzałów, ale sytuacja nie jest do końca stabilna. Wszyscy starają się pozostać w swoich domach – powiedziała „Rz” Zenona Ślązak-Biegalijew, szefowa polskiego stowarzyszenia w Kirgizji „Odrodzenie”.
Zdaniem pragnącego zachować anonimowość zachodniego dyplomaty w Biszkeku, sytuacja się normalizuje, a rząd tymczasowy powoli przejmuje władzę w całym kraju. – Wciąż jednak istnieje zagrożenie ze strony obalonego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa, który dalej uważa się za szefa państwa i prawdopodobnie przebywa w południowym obwodzie dżalalabadzkim. Istnieją podejrzenia, że grupuje wokół siebie zwolenników – mówi „Rz”. – W samym Biszkeku jest spokojniej, nie ma już rozbojów, kontrolę nad miastem przejęły samorzutnie tworzone drużyny samoobrony wspólnie z żołnierzami wojsk wewnętrznych i milicją.
Nowe władze z Rozą Otunbajewą na czele oświadczyły, że nie zamierzają kontaktować się z prezydentem. – Żadnych rozmów z Bakijewem nie będzie – zadeklarowała Otunbajewa. Sam Bakijew gotów jest do dialogu i oskarża opozycję, twierdząc, że to z jej winy wydarzenia w Kirgizji przyniosły tyle ofiar. – Na moich rękach krwi nie ma, to opozycja ma ręce we krwi – oświadczył w wywiadzie dla agencji AFP. Wcześniej w mediach pojawiły się informacje, że gotów jest podać się do dymisji w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i rodziny.
Rząd jednak twierdzi, że to ludzie Bakijewa przyczynili się do powstania grup przestępczych plądrujących miasta. I że odnaleziono trzy bomby podłożone przez nich w ważnych rejonach kirgiskiej stolicy. Akcję minowania Biszkeku miał podobno przeprowadzić Żanysz Bakijew, brat prezydenta. Żanysz był szefem Służby Ochrony Państwowej i zdaniem nowych władz, to on wydał 7 kwietnia rozkaz strzelania do tłumu. Teraz jest poszukiwany listem gończym.
Prezydent ma wielu zwolenników na południu kraju. Rząd tymczasowy powołał jednak nowych gubernatorów Osz i Dżalalabadu, którzy dotrą tam wkrótce. Czy uda się zneutralizować wpływy Bakijewa, trudno powiedzieć. Wspierający prezydenta dotychczasowy gubernator Dżalalabadu podobno uciekł. Sytuacja w mieście, zamieszkanym przez Kirgizów i Uzbeków (około 15 proc. mieszkańców) jest napięta.
Rząd tymczasowy zyskał na razie ważne, choć wciąż nieoficjalne poparcie Rosji. Otunbajewa rozmawiała telefonicznie z rosyjskim premierem Władimirem Putinem i uzyskała od niego obietnicę pomocy humanitarnej. Do Moskwy udała się też delegacja z byłym premierem Ałmazbekiem Atambajewem na czele. Będzie prosić Rosjan o ropę i pieniądze. Rosyjski MSZ nieoficjalnie przyznał, że ma zamiar „kontaktować się z władzami tymczasowymi” do czasu, aż w Kirgizji przeprowadzone zostaną wybory.
W centrum Biszkeku zebrało się w piątek kilka tysięcy osób, by uczcić pamięć zmarłych podczas poniedziałkowych i wtorkowych zamieszek. Według rosyjskich mediów w Biszkeku zginęło co najmniej 75 osób; do szpitali trafiło 520 osób. Dalszych tysiąc zostało lekko rannych.