Baradar jest prawą ręką i zastępcą stojącego na czele ruchu afgańskich talibów jednookiego mułły Omara. To on odpowiadał za opracowywanie strategii walki z zachodnimi siłami w Afganistanie i wspieranym przez nie rządem Hamida Karzaja. Swoim podwładnym kazał z żelazną konsekwencją stosować taktykę nękania przeciwnika minami-pułapkami (IED).
W 2009 roku afgańscy talibowie przeprowadzili ponad 7 tys. ataków przy użyciu takich ładunków. Taktyka określana „sadzeniem kwiatów” okazała się zabójczo skuteczna. W zeszłym roku od min zginęło 280 zachodnich żołnierzy, czyli niemal połowa wszystkich zabitych w tym okresie.
– Baradar uchodzi za niezwykle charyzmatycznego przywódcę, który stoi za ostatnimi sukcesami talibów. Jego schwytanie osłabi ich morale i uskrzydli ich przeciwników. Ale dopiero w dalszej perspektywie. Na operację przeciwko talibom, która trwa teraz na południu Afganistanu, to się raczej nie przełoży – mówi „Rz” prof. Ijaz Khan, politolog z Peszawaru.
Abdul Ghani Baradar urodził się w 1968 roku w prowincji Oruzgan na terenach plemion pasztuńskich. Jako nastolatek wstąpił do szeregów mudżahedinów, by walczyć z wojskami radzieckimi w Afganistanie. To wtedy poznał swojego przyszłego mentora, mułłę Omara. Walczyli ramię w ramię, a po wycofaniu się wojsk ZSRR osiedli na południu Afganistanu, gdzie prowadzili medresę.
Kiedy w latach 90. Afganistan pogrążył się w wojnie domowej, mułła Omar z Baradarem u boku stanęli na czele ruchu talibów, który przejął władzę i religijnym terrorem zaprowadził pokój. To oni zdecydowali też, że należy udzielić schronienia al Kaidzie i jej przywódcy Osamie bin Ladenowi.
Po obaleniu fundamentalistycznego reżimu w 2001 roku Baradar szybko przekonał rozproszonych przywódców talibów, że odzyskanie władzy jest możliwe. Od kilku lat na terenach, gdzie rząd centralny miał słabe wpływy, nadzorował budowę struktur państwa opartego na szarijacie. Piętnastoosobowa starszyzna talibów, w której był numerem dwa, znalazła bezpiecne schronienie w stolicy pakistańskiej prowincji Beludżystan – Kwecie. Dlatego ścisłe kierownictwo talibów zyskało miano „szury z Kwety”.
Waszyngton od dawna domagał się od władz Pakistanu aresztowania przywódców talibów ukrywających się na ich terenie. Zdaniem ekspertów pakistańskie służby wolały wcześniej nie zrywać całkowicie kontaktów z byłymi mudżahedinami, by po ewentualnej klęsce sił międzynarodowych w Afganistanie wykorzystać ich do zablokowania Indiom możliwości zdobycia wpływów w tym kraju.
– Zawsze nadrzędnym celem tych służb było pilnowanie, by Pakistan nie został otoczony przez wrogie sobie kraje – tłumaczy Ijaz Khan.
Jednak jego zdaniem po styczniowej konferencji w Londynie, na której przedstawiono strategię pojednania z talibami i zakończenia konfliktu w Afganistanie, służby ISI mogły uznać, że skuteczniej umocnią swoją pozycję, współpracując z Zachodem. Prawdopodobnie postanowiły się oprzeć na dużo większej grupie umiarkowanych talibów.
Baradar został złapany w Karaczi podczas tajnej operacji pakistańskich służb ISI i amerykańskiej CIA już kilka dni temu. Oba kraje trzymały jednak to w tajemnicy, by mieć czas na wykorzystanie informacji, jakie mógł więzień zdradzić podczas przesłuchań.
– Jeżeli ktoś ma pojęcie, gdzie może być Osama bin Laden, to właśnie on. Ale wątpię, aby cokolwiek z niego wydobyli. Służby ISI musiałyby pójść na całość, a wątpię, by chciały używać metod, o jakie się je oskarża – mówi jeden z pakistańskich komentatorów proszący o zachowanie anonimowości.