Ponad milion ze stu milionów Filipińczyków pracuje na Półwyspie Arabskim, przesyłają do kraju wiele miliardów dolarów. Z tego co najmniej 750 tysięcy jest w Arabii Saudyjskiej. Są tam ogrodnikam, sprzątaczkami, robotnikami na budowach, recepcjonistami, kierowcami czy złotymi rączkami.
Wielu z filipińskich gastarbeiterów nie dostaje jednak ostatnio pensji, bo królestwo ma wielki deficyt i nie przekazuje pieniędzy realizującym państwowe zamówienia firmom prywatnym, które zatrudniają obcokrajowców. A co najmniej 5 tysięcy zostało odesłanych do kraju bez grosza. Niektórzy protestowali w Manili przed wyjazdem Duterte do Rijadu.
O ich losie prezydent Rodrigo Duterte miał rozmawiać we wtorek podczas spotkania z saudyjskim królem Salmanem. Zapewnił o tym dziennikarzy przedstawiciel filipińskiego MSZ.
Szczegóły rozmowy nie są jednak znane. Oficjalna saudyjska agencja prasowa podała, że podpisali wiele dokumentów, w tym dwa dotyczące pracy, ale nie ujawniła żadnych konkretów.
Wielu Filipińczykom nie podoba się termin wizyty prezydenta Duterte na Półwyspie Arabskim (oprócz Arabii Saudyjskiej odwiedzi tam jeszcze Katar i Bahrajn).
„Nie ma nic złego w składaniu państwowych wizyt w krajach arabskich, ale trudno znaleźć po temu gorszy moment niż ten, gdy większość Filipińczyków i cały katolicki świat obchodzi Wielki Tydzień. Czy ktoś może sobie wyobrazić, by władcy krajów, które odwiedza prezydent Duterte, wyruszyli w muzułmański święty miesiąc, ramadan, w pielgrzykę do kraju niemuzułmańskiego? To brak szacunku dla wiary katolickiej" - komentuje najstarszy anglojęzyczny dziennik filipiński „Manila Times".
Gazeta przypomina, że Duterte obrażał księży, biskupów, a nawet papieża, ale obrażanie uczuć jednego z najbardziej katolickich narodów to, jej zdaniem, coś znacznie gorszego.
Na dodatek Arabia Saudyjska jest krajem wyjątkowo nietolerancyjnym dla niemuzułmanów. Nie ma tam kościołów, modlić można się tylko prywatnie, posiadanie Biblii może się skończyć aresztowaniem. Chrześcijanie nie mogą obchodzić Wielkanocy.
Prezydent nie szczędzi ostrych słów filipińskim duchownym, zwłaszcza tym, którym nie podoba się jego brutalna i krwawa walka z handlarzami narkotyków. Papieża Franciszka nazwał raz „sk..synem", ale potem przepraszał i tłumaczył, że został źle zrozumiany. Duterte dorastał w rodzinie katolickiej, ale ostatnio podkreślał, że nie chodzi na msze i nie słucha się duchownych, bo gdyby to robił, nie mógły nic zrobić jako polityk.