Jedna z organizacji zajmujących się prawami człowieka wezwała Angelę Merkel, by skoro już musi przyjmować na obiedzie w Berlinie dyktatora, to niech się upomni o więźniów politycznych i prześladowanych dziennikarzy.

A media niemieckie prześcigały się w opisach dziwnych i tajemniczych elementów biografii środkowoazjatyckiego despoty - 59-letniego Gurbanguły Berdymuhamedowa. Niemal wszystkie portale zaczynały informacje o nim od stwierdzenia, że napisał kilkadziesiąt książek, na różne tematy, ostatnio o herbacie "jako środku leczniczym i inspiracji".

Co się dzieje z więźniami?

Angela Merkel musiała sobie wziąć do serca apel obrońców praw człowieka. Bo, jak się okazało po spotkaniu, Berdymuhamedow zgodził się na to, by dyplomacji zagraniczni sprawdzili warunki, jakie panują w turkmeńskich więzieniach.

Zasady tej kontroli mają, jak podaje portal programu telewizji publicznej Tagesschau, przygotować szefowie dyplomacji Niemiec i Turkmenistanu.

Nie wiadomo, czy to doprowadzi do polepszenia losu więźniów politycznych, ale temat praw człowieka w ogóle pojawił się w rozmowach z Merkel z dyktatorem. To zaskakująca zmiana - po poprzednim spotkaniu z Berdymuhamedowem w 2008 roku pani kanclerz była krytykowana za pomijanie niewygodnych spraw, czyli drastycznego łamania praw człowieka w Turkmenistanie.

Gaz chętnie Europie dostarczę

Turkmenistan to jeden z najbardziej niezależnych od Moskwy państw postradzieckich. Bogaty w surowce energetyczne, zwłaszcza gaz (ma jedne z największych złóż na świecie), który na razie dostarcza na rynki azjatyckie i do Rosji.

Berdymuhamedow powiedział w Berlinie, że jego kraj chętnie dostarczy Unii Europejskiej gaz, co Merkel przyjęła z zadowoleniem. Problem polega na tym, że musiałby on dotrzeć do Europy albo przez Rosję, albo przez Turcję (a wcześniej przez przez Morze Kaspijskie i Zakaukazie). Niestety Moskwa i Ankara mają - od niedawnego pojednania - inne plany, konkurencyjny gazociąg przez Morze Czarne. A dostawy z Turkmenistanu zależą do ich decyzji.

Niemcy są najważniejszym partnerem gospodarczym Turkmenistanu w Unii Europejskiej (prawie pół miliarda euro rocznych obrotów). Niemieckie firmy dostarczają sprzęt dla kluczowego przemysłu - energetycznego.

Katastrofa z prawami człowieka

Gurbanguły Berdymuhamedow rzadko opuszcza Turkmenistan. I na temat kraju, ledwie pięciomilionowego, i samego prezydenta wiarygodnych informacji jest niewiele.

Bo to jedno z najbardziej zamkniętych państw świata. I jedno z tych, gdzie panują największe represja, a przestrzeganie praw człowieka - to jak uważa organizacja Human Rights Watch - katastrofa.

Władze mają pod całkowitą kontrolą media, a żeby miejscowi nie korzystali z informacji z zagranicy, to pozbawiono ich możliwości korzystania z anten satelitarnych. Turkmenistan jest na trzecim miejscu na świecie w ponurej konkurencji na najmniej wolny dla mediów kraj. Nie ma tu swobody stowarzyszeń, wybory są farsą (przywódca zdobywa skromne około 90 procent głosów), ograniczona jest swoboda wyznania. Obywatelom Turkmenistanu trudno jest wyjechać za granicę, nawet jak mają dokumenty i bilety.

Najbardziej rzutuje na wizerunku Turkmenistanu sprawa więźniów politycznych, poruszona najwyraźniej przez Merkel podczas obiadu z Berdymuhamedowem.

Nawet nie wiadomo, ilu ich jest. Jak pisze Human Rights Watch, krewni dziesiątek osób uwięzionych podczas masowej fali aresztów na przełomie lat 90. i dwutysięcznych (czyli zanim Berdymuhamedow przejął władzę po jeszcze większym despocie Saparmuracie Nijazowie), nic nie wiedzą o ich dalszym losie.

To państwo jest po prostu zamknięte dla niezależnych obserwatorów zajmujących się prawami człowieka - podkreśla inna organizacja międzynarodowa Amnesty International. Choć, jak dodaje, w styczniu władze obiecały utworzenie stanowiska ombudsmana (rzecznika praw obywatelskich). Nic nie wiadomo o realizacji tych planów.

Amnesty International pisze też o o "uciszaniu" dziennikarzy, w ostatnim czasie potwierdzony jest przypadek aresztowania jednego reportera Saparmameda Nepeskuliewa, który dostarczał materiały o korupcji dla Radia Wolna Europa/Radia Swoboda.

Podobny do Turkmenbaszy

Berdymuhamedow doszedł do władzy w 2006 roku, po nieoczekiwanej śmierci Nijazowa, zwanego Turkmenbaszą. Początkowo wydawało się, że nie będzie uprawiał kultu swojej osoby, jak poprzednik. Nie potwierdziło się to. Wystawił sobie w stolicy, Aszchabadzie, wielki pomnik - na cokole wyglądającym jak skała złoty Berdymuhamedow dosiadający złotego rumaka.

Jak pisze portal tygodjnika "Der Spiegel", Berdymuhamedow przypomina także fizycznie Nijazowa, bo jak niektórzy sugerują - na co nie ma żadnego oficjalnego potwierdzenia - jest jego nieślubnym synem. Z wykształcenia jest dentystą. Do polityki trafił w 1995 roku jako osobisty lekarz Turkmenbaszy.