W trakcie akcji ratowniczej znajdowane są kolejne ofiary lawin, które w środę zeszły z masywu Annapurny w Nepalu, grzebiąc kilkudziesięciu zagranicznych turystów i nepalskich przewodników.
Według przedstawiciela lokalnych władz w obszarze, na który zsunęło się w krótkim odstępie czasu kilka dużych lawin, mogło przebywać łącznie 168 osób. Władze potwierdzają śmierć 12 osób, choć miejscowe media spekulują, że ofiar może być około 30. Polskie MSZ potwierdza, że nie żyje trzech Polaków. Ponad 70 osób uznaje się na razie za zaginione. Szanse ludzi zasypanych lawinami są minimalne, tym bardziej że śnieg, który na nich runął, był mokry i ciężki.
W czwartek akcja ratownicza na dwóch głównych obszarach zejścia lawin – pod Annapurną i w rejonie Manang – była kontynuowana. Biorą w niej udział żołnierze armii nepalskiej, a także policjanci i członkowie paramilitarnych jednostek pomocniczych. Pomagają im pracownicy prywatnych firm, a nawet ochotnicy z okolicznych wiosek górskich. Ratownicy otrzymali do dyspozycji wojskowy śmigłowiec.
W poszukiwaniach przeszkadzały coraz intensywniejsze opady śniegu. Przedstawiciel biura prasowego armii nepalskiej poinformował, że „działania ratownicze trwają i media będą informowane o ich wynikach".
Według portalu „Nepalnews" w czwartek w rejonie Manang udało się odnaleźć pięć kolejnych ciał ofiar lawiny. Szef administracji powiatu Mustang stwierdził, że chodzi o dwóch Nepalczyków, dwóch Izraelczyków i Polkę. Łącznie lokalne władze potwierdziły tam śmierć dziesięciu osób.
Do tej pory odnaleziono też 14 żywych turystów przebywających w rejonie Manang (pięciu Napalczyków, czterech Hindusów, trzech Kanadyjczyków, jednego Singapurczyka i jednego Szwajcara). Z kolei z rejonu Mustang do szpitali przewieziono osiem osób, a w Myagdi odnaleziono dwóch Hindusów. Według Związku Agencji Trekkingowych Nepalu łącznie katastrofę przeżyły 23 zasypane osoby. W czwartek trwały jeszcze próby odkopania dwóch Słowaków i towarzyszących im trzech Nepalczyków zasypanych lawiną pod górą Dhaulagiri. Z gór powróciło też ponad 100 osób, które lawiny szczęśliwie ominęły.
Według zapewnień służb ratowniczych stan uratowanych jest zadowalający. Tylko kilku potrzebowało pomocy medycznej, ale ich obrażenia nie są poważne. Większość skorzystała z możliwości przewiezienia helikopterem do Katmandu lub Pokhary, tylko kilku zostało na miejscu, czekając na efekty poszukiwań kolejnych osób.
Trasa w masywie Annapurny, na której wydarzyła się tragedia, nie jest uważana za szczególnie trudną. – To nie jest wspinaczka na Mount Everest, ale raczej zaawansowany trekking – tłumaczy w rozmowie z „Rz" Marek Arcimowicz, doświadczony podróżnik i przewodnik górski, który co najmniej kilkanaście razy prowadził grupy przez pechową trasę w Nepalu. – Trzeba jednak zachować ostrożność i szacunek dla gór, które zawsze potrafią być groźne.
Wyprawy w wysokie góry stały się bardzo popularne, jeżdżą na nie także setki Polaków. Niestety, komercjalizacja turystyki górskiej powoduje presję czasową i finansową, dlatego skraca się czas przejścia przez długie trasy, które częściowo pokonywane są pojazdami terenowymi. Tymczasem przewodnicy z długim stażem w Himalajach przestrzegają przed ignorowaniem sygnałów o złych warunkach pogodowych i radzą zawsze przeczekiwać okres zagrożenia.
– Problem w tym, że dla wielu mniej zamożnych albo spieszących się uczestników wypraw to strata pieniędzy i czasu, więc decydują się na ryzyko w przekonaniu, że „jeśli przeszło tędy tysiąc ludzi, to i mi się uda" – mówi Arcimowicz. – Być może ludzie pod Annapurną mieli po prostu pecha, ale nie można też wykluczyć błędów przewodnika lub organizatorów wyprawy.
Utrzymująca się zła pogoda w dalszym ciągu powoduje zagrożenie w górach Nepalu, dlatego Ambasada Polska w New Delhi przestrzega turystów przed ryzykiem. „MSZ zaleca obywatelom polskim powstrzymanie się w najbliższym czasie od wyjazdów w tereny zagrożone" – czytamy w komunikacie ambasady.