Japonia nie może posiadać armii. Zakazuje tego artykuł nr 9 konstytucji kraju. Jest karą za agresję podczas II wojny światowej. Żeby ugruntować trendy pacyfistyczne w kraju wojowników, samurajskich ideałów i wieków domowych wojen wprowadzono także zakaz eksportu broni. Dotyczył on także sprzedaży podzespołów wojskowych technologii za granicę, a to niestety odbiło się negatywnie na kondycji japońskiego przemysłu zbrojeniowego.
Izolacja nie przynosi efektów
Izolacja tego sektora gospodarki spowodowała, że japońska obronność produkowała wszystko na małą skalę ponosząc przy tym wysokie koszty. Kraje sąsiednie nie miały takich ograniczeń i eksportowały broń, ile tylko się dało. Korea Południowa w 2013 roku sprzedała za granicę militaria o wartości 3,4 mld dolarów (wzrost od poziomu 1,2 mld w 2010 roku), a Chiny prześcignęły w ubiegłym roku Francję i Wielką Brytanię stając się 4. eksporterem broni na świecie. Przed nimi są jedynie Stany Zjednoczone, Rosja i Niemcy.
Japonia zdaje sobie sprawę z tego, że zakaz eksportu broni nie jest korzystny dla gospodarki kraju, dlatego podjęto odpowiednie zmiany. W kwietniu rząd premiera Shinzo Abe zniósł ograniczenia obowiązujące od lat 70. XX wieku. Wykorzystano do tego rosnące napięcia z Chinami dotyczące spornych wysp Senkaku. Tokio podjęło decyzję stworzenia pierwszej od dekad nowej bazy wojskowej na najbardziej na zachód wysuniętym punkcie kraju, wyspie Yonaguni. W końcu im bliżej do archipelagu Senkaku, tym lepiej. Premier Abe na pewno cieszy się z takiego obrotu spraw, ponieważ blisko mu do nacjonalistycznego podejścia do Japonii silnej i znaczącej w regionie wiele także pod względem militarnym. Jednak Japończycy według badań opinii publicznej nie popierają militarystycznych zapędów swojego rządu.
Podzespoły na czele
Japonia nie stanie się z dnia na dzień producentem wysokiej jakości myśliwców czy czołgów. Rodzime koncerny mają do zaoferowania wysokiej jakości podzespoły, w szczególności nowoczesną elektronikę. Testem jej jakości ma być program prac nad amerykańskim myśliwcem F-35. To najdroższy plan Pentagonu w historii. Japonia kupuje dla siebie 42 maszyny, które zostaną złożone w fabryce Mitsubishi Heavy Industries, która budowa dobiega końca pod Nagoją. Kraj Kwitnącej Wiśni będzie dzięki temu w stanie wyposażyć myśliwce w technologię własnej produkcji, która następnie znajdzie nabywców na całym świecie.
Jednym z największych nowych rynków broni dla Japonii mogą stać się Indie. Nie chodzi o nacjonalistyczne zapędy najpoważniejszego kandydata na stanowisko premiera Narendry Modiego. Indie mają złe doświadczenia z dotychczasowymi zamówienia na wojskowy sprzęt kupowany z Francji i Rosji, a że zasada, według której niezadowolony klient nie robi zakupów u tego samego dostawcy, działa także w zbrojeniówce, kraj szykuje się do nowych kontraktów.
Azjatycki wyścig zbrojeń wpisuje się w nową erę światowej polityki, której obecnie doświadczamy. Oby tylko Chiny nie stały się azjatycką Rosją, a Japonia Ukrainą.