Jak podały władze Korei Południowej w czwartek zauważono odpalenie czterech pocisków rakietowych z obszaru Korei Północnej. Analitycy wojskowi z południowokoreańskiego ministerstwa obrony stwierdzili, że były to najprawdopodobniej rakiety krótkiego zasięgu. Zostały wystrzelone z pozycji na wschodnim wybrzeżu, z wyrzutni w pobliżu granicy dzielącej oba państwa koreańskie.
Prawdopodobnie nie mają one nic wspólnego z programem rozwoju rakiet balistycznych Korei Północnej, w ramach którego budowane są pociski zdolne do przenoszenia na daleką odległość głowic nuklearnych. Eksperci południa sądzą, że tym razem chodzi o rakiety rozwijane na podstawie pocisków SCUD z czasów ZSRR. Rakiet tego typu o zasięgu ok 200 km Północ nie testowała od 2009 r. Wywiad w Seulu spodziewał się raczej testów nowych rakiet typu KN-02 do zwalczania okrętów.
Na akcje Północy zareagowała prezydent Korei Południowej Park Geun-hye, która spotakała się ze swoim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Kim Jang-soo. Seul każde wystrzelenie rakiet północnokoreańskich w międzynarodowym obszarze morskim traktuje jako prowokację.
Termin czwartkowej demonstracji zbiegł się z amerykańsko-południowokoreańskimi ćwiczeniami wojskowymi o nazwie kodowej Key Resolve, które rozpoczęły się w poniedziałek. To rutynowe manewry odbywające się co roku, jednak władze komunistycznej Północy nieodmiennie dają przy takich okazjach „odpór imperialistycznym prowokacjom". Za każdym razem propaganda Pjongjangu informuje, że „amerykańscy imperialiści i9 ich marionetki z Południa" szukuja właśnie inwazję na KRL-D.
Zapewne podobne było tło incydentu z początku tygodnia, kiedy północnokoreański kuter patrolowy kilkakrotnie naruszył morską granicę z Koreą Południową. Okręt przez kilka godzin przebywał po południowej stronie morskiej linii demarkacyjnej. Korea Północna nie uznaje tej linii wyznaczonej przez ONZ po wojnie koreańskiej (1950-53), podczas gdy Korea Południowa uważa ją za granicę morską rozdzielającą oba państwa.