Pakistańskie media twierdzą, że przed rozpoczęciem mediacji żadna ze stron nie stawiała warunków wstępnych. Świadczyć o tym może wojskowa ofensywa na terenach plemiennych graniczących z Afganistanem, uważanych za twierdzę talibów. Tylko w styczniu w walkach zginęło tam ponad sto osób, wśród niech wielu wojskowych.

Tehrik-i-Taliban, bo taką nazwę nosi koalicja islamskich radykałów walczących z pakistańskim rządem, do rozmów przygotowywała się od wielu miesięcy. Plany pokrzyżowały jednak naloty amerykańskich dronów, w których zginął w listopadzie Hakimullah Mehsud, przywódca Tehrik-i-Taliban.

Do uroczystego otwarcia mediacji miało dojść we wtorek. Wówczas strony miały uzgodnić plan działania na kolejne dni. Na rozmowach nie zjawiła się jednak delegacja rządowa.

Jeden z jej członów wyjaśniał później dziennikarzom, że władze zdecydowały, że najpierw chcą ustalić kim dokładnie są talibowie, którzy zjawili się w Islamabadzie i czy mają wszelkie niezbędne pełnomocnictwa oraz poparcie przywódców ugrupowania.

Pakistańscy obserwatorzy twierdzą, że szanse na powodzenie rozmów są małe. Przede wszystkim dlatego, że Tehrik-i-Taliban wiele razy wcześniej deklarowała, że chce zaprowadzenia w Pakistanie szariatu. Rząd zawsze odpowiadał na to jednoznacznie, że punktem wyjścia są dla niego zapisy konstytucji i nie ma mowy o ich zmianie.

Tehrik-i-Taliban przyznała się do porwania w 2008 r. i zamordowania 7 lutego 2009 r. polskiego geologa Piotra Stańczaka.