Kondycja branży rafineryjnej w krajach Unii Europejskiej jest coraz słabsza i dziś niewiele wskazuje na to, aby szybko mogła ulec istotnej poprawie. Powodów tego stanu jest wiele.
Jeden z nich wiąże się ze strukturą zapotrzebowania na paliwa. Najogólniej można przyjąć, że wspólnota spośród dwóch głównych produktów, jakie wytwarzają rafinerie, zdecydowanie większe zapotrzebowanie zgłasza na olej napędowy niż na benzynę.
Dzieje się tak m.in. dlatego, że silniki diesla są bardziej powszechne, efektywniejsze i tańsze od benzynowych. Ponadto olej napędowy powszechnie używany jest w transporcie ciężkim. Wystarczy wspomnieć, że niemal wszystkie samochody ciężarowe jeżdżą na dieslu. Często jest on też wykorzystywany w agregatach prądotwórczych.
Benzyna ma zdecydowanie mniej zastosowań. Tymczasem przy przetwarzaniu ropy naftowej jednocześnie uzyskuje się zarówno olej napędowy, jak i benzynę. Co więcej, nie ma zbyt dużych możliwości, aby zwiększać produkcję jednego paliwa kosztem drugiego. Pewną alternatywą jest produkcja wyrobów petrochemicznych zamiast benzyny. Zdecydowana większość rafinerii nie ma jednak instalacji petrochemicznych. A ich budowa wymaga ogromnych inwestycji i stosunkowo dużo czasu.
Jeszcze kilka lat temu europejskie rafinerie nadmiar benzyny eksportowały do USA, w których popyt na to paliwo był stosunkowo duży. Importowały za to olej napędowy, którego za oceanem był z kolei nadmiar. Z chwilą wybuchu tzw. rewolucji łupkowej eksport benzyny z Europy do USD zaczął drastycznie spadać. Obecnie można przyjąć, że w zasadzie już nie istnieje.
Kolejnym problemem branży rafineryjnej są ceny ropy i wytwarzanych z niej paliw. Zarówno o jednych, jak i o drugich decyduje globalny rynek. To z kolei oznacza, że wszystkie rafinerie kupują ropę mniej więcej po tych samych cenach. Na całym świecie bardzo zbliżone do siebie są też ceny paliw.
W efekcie o uzyskiwanych marżach decyduje globalny rynek. Jeśli tak, to można przyjąć, że wszystkie rafinerie konkurują między sobą. Wygrywają te, które mają najmniejsze koszty lub są najefektywniejsze. To głównie obiekty wybudowane stosunkowo niedawno lub takie, które przeszły gruntowną modernizację lub rozbudowę.
Rafinerie stare, małe, nieefektywne lub generujące duże koszty najczęściej są włączane tylko na określony czas, zazwyczaj wtedy, gdy poziom marż jest wysoki. W Europie duża ich część niestety zalicza się do tej grupy. Co więcej ostatnio wybudowano tu rafinerię od podstaw około trzydziestu lat temu. Wreszcie najmniej efektywne rafinerie upadają lub są przerabiane na magazyny paliw lub ropy.
Problemem Starego Kontynentu jest malejący popyt na wszelkiego rodzaju paliwa z ropy. Dzieje się tak, bo rynek jest już nasycony pod względem liczby aut. Nie bez znaczenia jest spadająca populacja ludzi w UE. Co więcej, rośnie efektywność działających w samochodach silników. Są wreszcie coraz popularniejsze paliwa alternatywne. Pojazdy zasilane biopaliwem, gazem LPG, gazem LNG czy energią elektryczną można dziś zdecydowanie częściej spotkać niż kilka lat temu.
Spadek popytu na paliwa to z kolei powód, dla którego wielu koncernom nie opłaca się inwestować w europejskie rafinerie. Zdecydowanie chętniej inwestują w Azji, gdzie popyt na paliwa rośnie najszybciej na świecie. Co więcej, na tym kontynencie doszło do odkrycia stosunkowo dużych złóż ropy, co niewątpliwie ułatwia dostawy surowca do nowych obiektów.
Gdyby tego było mało, azjatyckie rafinerie, np. indyjskie, nadwyżki paliw zaczynają lokować w UE, co dodatkowo pogarsza kondycję firm działających na terenie Wspólnoty.
Kolejnym kluczowym problemem europejskich rafinerii są stosunkowo wysokie ceny energii elektrycznej i cieplnej, której ogromne ilości są zużywane przy przetwarzaniu ropy na paliwa. Energia jest droga przede wszystkim dlatego, że UE nie ma dostępu do taniego surowca zasilającego elektrownie i elektrociepłownie.
Poza tym Wspólnota ma wyjątkowo restrykcyjne prawo w zakresie emisji zanieczyszczeń. Z drugiej strony wspiera stosunkowo drogie i nie zawsze efektywne technologie oparte na odnawialnych źródłach energii.
Dla odmiany amerykańskie rafinerie mają dostęp do taniej energii m.in. ze względu na ogromne wydobycie gazu z łupków wykorzystanego m.in. do zasilania elektrowni. Z kolei w Azji kwestie zanieczyszczeń i ochrony klimatu nie są tak istotne, jak w UE.
Mimo niesprzyjających warunków prowadzenia działalności rafineryjnej wiele krajów europejskich chce mieć tego typu obiekty na swoim terenie, traktując je jako element bezpieczeństwa energetycznego całego państwa.
To też kluczowy element związany z obronnością. Jak dotychczas wszystkie pojazdy wojskowe są zasilane paliwami powstałymi na bazie ropy naftowej. Wiele państw chce mieć własne rafinerie, aby mieć wpływ na jakość paliw, która szczególnie ważna jest w lotnictwie, zarówno cywilnym, jak i wojskowym.
Zupełnie inną sprawą jest doprowadzenie do tego, by działalność rafineryjna w Europie znów stała się konkurencyjna wobec innych regionów.
Grupa PKN Orlen zwiększyła udział w czeskich rafineriach
Unipetrol, spółka kontrolowana przez PKN Orlen, kupiła od Shell Overseas Investments 16,3 proc. akcji firmy Ceska Rafinerska będącej operatorem czeskich rafinerii Litvinov i Kralupy. Łączna kwota transakcji to 27,2 mln USD (83,9 mln zł). W jej wyniku Unipetrol zwiększył udział w Ceska Rafinerska do 67,6 proc. – Naszą obecność na rynku czeskim postrzegamy w perspektywie długoterminowej. Jestem przekonany, że transakcja nabycia akcji Ceska Rafinerska należących do Shell będzie stanowiła solidne wsparcie przy realizacji głównych założeń wyznaczonych w strategii grupy Unipetrol na lata 2013–2017 – stwierdził Jacek Krawiec, prezes PKN Orlen i przewodniczący rady Unipetrolu. Jest przekonany, że transakcja zagwarantuje większą dostępność i bezpieczeństwo dostaw surowców dla segmentu petrochemicznego. Zgodnie ze strategią to właśnie poprzez jego rozwój będzie wzmacniana pozycja konkurencyjna na rynku czeskim i w krajach ościennych.
—trf