We wtorek Indie poinformowały o udanym wystrzeleniu rakiety, która wyniosła w kosmos pierwszą indyjską sondę marsjańską. Rakieta wystartowała z ośrodka kosmicznego Satish Dhavan pod Chennai, by dotrzeć w okolice Marsa za około 10 miesięcy. Celem misji jest umieszczenie pojazdu kosmicznego na orbicie Czerwonej Planety i przeprowadzenie badań zarówno Marsa, jak i jego księżyców Fobosa i Deimosa.
Hindusi są bardzo dumni z udanego wystrzelenia orbitera marsjańskiego, tym bardziej że do tej pory podobne przedsięwzięcia powiodły się tylko najbardziej zaawansowanym w badaniach kosmicznych Amerykanom, Rosjanom i zachodnim Europejczykom. W zeszłym roku podobna próba nie udała się Chińczykom (podjęli ją wspólnie z Rosjanami). Także Japończykom nie udało się w 1998 r. wystrzelić własnej sondy marsjańskiej Nozomi.
– Dla Indii program kosmiczny ma istotne znaczenie promocyjne. Demonstrując zdolność do realizacji coraz bardziej skomplikowanych zadań kosmicznych, Hindusi przekonują do siebie zagranicznych klientów korzystających z indyjskich rakiet do wynoszenia na orbitę satelitów – mówi „Rz" Chris Smith, ekspert ds. Indii z londyńskiego Chatham House. – Przy okazji trudno nie zauważyć elementu walki konkurencyjnej i propagandowej z Chinami – dodaje.
Koppillil Radhakrishnan, szef Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych oświadczył wprawdzie, że „konkurencja z innymi państwami nie jest czynnikiem motywującym Indie", ale mało kto wierzy w te zapewnienia. Premier Manmohan Singh ogłosił rozpoczęcie kosztującej 74 mln dolarów misji marsjańskiej podczas zeszłorocznych obchodów Dnia Niepodległości Indii, kilka miesięcy po niepowodzeniu programu chińsko-rosyjskiego.
Chęć zademonstrowania zdolności technologicznych Indii była oczywista, zwłaszcza po tym, jak wielki azjatycki rywal wyprzedził Hindusów w dziedzinie lotów załogowych. W sierpniu Chińczycy zapowiedzieli, że być może jeszcze przed końcem tego roku wyślą swoich „taikonautów" (jak nazywa się uczestników chińskich załogowych lotów kosmicznych) na Księżyc.
Dr Chris Smith zwraca uwagę, że koszty azjatyckich ekspedycji kosmicznych są nieporównywalnie niższe od podobnych misji amerykańskich, jednak część indyjskich ekonomistów i polityków i tak narzeka na trwonienie pieniędzy na zaspokajanie narodowych ambicji. Twierdzą, że środki te potrzebne są bardziej na zaspokajanie ogromnych potrzeb Indii, np. w dziedzinie rozwoju zacofanej infrastruktury.
Z drugiej strony powiązanie wyścigu kosmicznego z programami budowy rakiet balistycznych i rosnąca militaryzacja kosmosu każą rywalizującym nowym „wschodzącym" mocarstwom bacznie obserwować poczynania rywali. Indie nie są w stanie wyasygnować na badania kosmiczne podobnych środków jak nieco zamożniejsze i posiadające silnie scentralizowaną gospodarkę Chiny, dlatego stawiają na „inteligentne" programy, w których mogą z powodzeniem wykorzystać swoją silną bazę przemysłu informatycznego.
Poszukują też możliwości współpracy z innymi państwami regionu, które – tak jak Malezja, Korea Południowa, Indonezja, Tajwan, Tajlandia, a nawet Wietnam – zainteresowane są badaniami kosmicznymi. Głównie w celach komercyjnych, choć nie tylko. Np. wielką ambicją Malezji jest wysłanie w kosmos pierwszego własnego kosmonauty, co władze tego kraju traktują w kategorii narodowego prestiżu.
Indyjski program badań kosmicznych został zapoczątkowany w 1975 r. wystrzeleniem pierwszego sztucznego satelity Ziemi. Kolejnym ważnym osiągnięciem było umieszczenie bezzałogowego pojazdu kosmicznego na orbicie Księżyca w 2008 r. Rząd indyjski zapowiedział już także samodzielną orbitalną misję załogową najpóźniej w roku 2016 (Rakesh Sharma, pierwszy indyjski kosmonauta poleciał w kosmos na pokładzie rosyjskiego Sojuza T-11 już w 1984 r.).