Rz: Czy obecna wizyta premiera Li Keqianga w Indiach przyniesie przełom w niełatwych stosunkach obu krajów?

Rod Wye:

To głównie strona chińska przedstawia obecną wizytę jako początek nowego otwarcia w relacjach Pekinu i New Delhi. Obie strony zdają sobie sprawę z wielości problemów, które wciąż istnieją między nimi. Nie sądzę, by sprawy takie jak działalność Dalajlamy albo spory graniczne, dało się rozwiązać szybko i ku obopólnemu zadowoleniu.

Uważa pan, że to Chiny są dziś bardziej zainteresowane poprawą relacji sąsiedzkich z Indiami?

Poprawa jest potrzebna obu stronom, jednak to Chiny mają obecnie nowego szefa rządu, który potrzebuje sukcesu na polu międzynarodowym, także dla budowania swojego prestiżu. Zresztą nie chodzi mu wyłącznie o dobre stosunki z Indiami, ale także z Pakistanem – zwłaszcza w kontekście pomocy wojskowej udzielanej temu państwu – i z całą Azją Południową.

Jakie znaczenie dla Indii i Chin – dwóch największych gospodarek Azji – mają ich relacje ekonomiczne?

Obie strony deklarują wolę zwiększania wzajemnej wymiany handlowej, a to niewątpliwie przyczynia się do poprawy stosunków chińsko-indyjskich. Nie dostrzegam w tej dziedzinie większych problemów. Jedyny kłopot to utrzymujący się  indyjski deficyt w handlu z Chinami. Tematem rozmów będą też zapewne chińskie inwestycje w Indiach.

Czy w długiej perspektywie mógłby pan wyobrazić sobie regionalny sojusz indyjsko-chiński?

Nie, nie wydaje mi się to możliwe, choć oczywiście z uwagi na skalę i model rozwoju Chiny z Indiami wiążą niewątpliwie większe podobieństwa niż z innymi mniejszymi państwami w regionie. Świadczy o tym choćby udział obu państw w bloku BRICS. Chiny bacznie obserwują sytuację u swoich bliższych i dalszych sąsiadów w Azji, starając się rozwijać stosunki dwustronne i regionalne, jednak nie można mówić o budowaniu sojuszy.