Chińscy podróżni, którzy we wtorek pojawili się na przejściach granicznych z Wietnamem, usłyszeli od wietnamskich pograniczników, że w swoich nowych, biometrycznych paszportach nie otrzymają pieczątki umożliwiającej wjazd.

Powód? W paszporcie widnieje mapka Chin, na której do Państwa Środka włączono Wyspy Paracelskie, przez Wietnam uważane za część własnej strefy ekonomicznej.

Niektórzy analitycy uważają, że umieszczenie prowokacyjnej mapki w paszportach mogło być tym razem decyzją urzędników średniego szczebla, a nie realizacją zaleceń kierownictwa państwa.

Sprawę udało się załagodzić, stemplując Chińczykom wizę na oddzielnym formularzu, jednak regionalny spór jest daleki od rozwiązania.

Problem z chińską kartografią mają też Filipiny. Chodzi o oznaczenie wyspy Huangyan (zwanej też Scarborough), do której prawa roszczą sobie oba państwa. Manila ma pretensje o chińskie mapy, na których wysepka zaznaczona jest jako obszar ChRL. W „zemście" Filipińczycy na swoich mapach Morze Południowochińskie zamierzają przemianować na Morze Zachodniofilipińskie.

Coraz intensywniej się zbrojące i coraz bardziej pewne siebie Chiny są dziś w sporze praktycznie ze wszystkimi sąsiadami, z którymi dzielą granicę morską. Do postawienia w stan gotowości floty wojennej – jak stało się podczas ostrego sporu z Japonią o wysepki Diaoyu/Senkaku – dochodzi rzadko, jednak dyplomatyczne kłótnie są na porządku dziennym.

Konflikt z Chinami doprowadził do zmiany tradycyjnie „pacyfistycznej" od II wojny światowej polityki Japonii. Japończycy dozbrajają flotę wojenną, a ich okręty zaczynają składać wizyty przyjaźni w państwach mających kłopoty z Chinami. Po raz pierwszy rząd Japonii zdecydował się też na udzielenie – na razie symbolicznej – pomocy wojskowej innym państwom (Kambodży i Timorowi Wschodniemu).

Przekonanie państw azjatyckich – nawet tych mających problemy z Chinami – do prawdziwej współpracy regionalnej okazuje się jednak trudne. Przekonali się o tym Amerykanie, próbując rozwijać program partnerstwa transpacyficznego (TPP) pomiędzy swoimi sojusznikami w Azji. Do potrzeby współpracy przekonywali Azjatów podczas niedawnego szczytu ASEAN w Phnom Penh najważniejsi politycy USA z prezydentem Barackiem Obamą na czele.

Tymczasem w praktyce wciąż do głosu dochodzą historyczne animozje – np. między Koreą Południową a Japonią, choć oba kraje czują się zagrożone nie tylko przez ekspansję Chin, ale i przez zbrojenia jądrowe Korei Północnej.

Doszło do tego, że latem ustąpić musiał Kim Tae-hyo, doradca prezydenta Lee Myung-baka, którego „winą" w oczach obywateli okazało się przygotowanie porozumienia o współpracy wojskowej z Japonią. Do podpisania umowy ostatecznie nie doszło.