Sumatra znalazła się wczoraj w zasięgu fal tsunami wywołanych potężnym trzęsieniem ziemi w odległości ok. 400 km na zachód od wyspy. Odżyły natychmiast wspomnienia o tragedii, która rozegrała się na wybrzeżach Oceanu Indyjskiego przed ośmioma laty. Zginęło wtedy 230 tys. osób, a 1,7 mln znalazło się bez dachu nad głową.
– Dziękujemy Bogu. Nie mamy żadnych meldunków o stratach – oświadczył już w kilka godzin po wczorajszym trzęsieniu prezydent Indonezji Susilo Bambang Yudhoyono. Siła trzęsienia, którego epicentrum znajdowało się 33 km pod dnem oceanu, wyniosła 8,6 w skali Richtera. Jest to nieco mniej niż trzęsienie przed ośmiu laty, którego siła sięgała 9,1 punktu.
– Nie oczekujemy zniszczeń w całym basenie Oceanu Indyjskiego – zapewniali niedługo po trzęsieniu eksperci amerykańskiego Centrum Ostrzeżeń przed Tsunami. Jednak wiele krajów całego basenu nauczone doświadczeniem wydało ostrzeżenia i zalecenia ewakuacji ludności w strefie nadmorskiej.
Najbardziej zagrożone wydawały się wybrzeża Sumatry, zwłaszcza północnej prowincji Aceh. Informacje o tsunami dotarły tam do mieszkańców wczoraj około południa naszego czasu, wywołując panikę. Podobnie było w regionie Kalkuty w Indiach, gdzie spodziewano się potężnej fali tsunami, i w Tajlandii, gdzie zagrożona była słynna wśród turystów wyspa Phuket i gdzie zamknięto lotnisko. Fali tsunami spodziewano się także na Sri Lance.
Okazało się jednak, że poziom wód oceanu u wybrzeży Sumatry wzrósł zaledwie o ok. 80 cm. W samym epicentrum zaobserwowano spadek poziomu o 10 metrów, co jednak nie pociągnęło za sobą żadnych negatywnych skutków na wybrzeżach.