"Biała rasa wymiera! Za 30 lat Europa będzie kalifatem! Chińczycy zajmą Syberię!" – to nie tylko alarmujące hasła konserwatystów. Bardzo wielu ludzi dalekich od wszelkich radykalizmów powtarza te poglądy, bo wydają się one po prostu zdroworozsądkowe. „Zwijanie się" i starzenie społeczeństw białego świata, w połączeniu z napływem imigrantów i eksplozją demograficzną Trzeciego Świata (a zwłaszcza państw islamskich).
Otóż nic bardziej mylnego. Te poglądy mogły wydawać się zdroworozsądkowe kilka lat lat temu. Jeszcze w roku 2007 wielki Walter Laqueur, autor książki „Euro Islam and Europe's relations to the U. S." zadawał dramatyczne pytania: „Europa zmniejsza się, Europa już się nie odnawia... W ciągu 50 lat ludność Europy będzie mniejsza niż Pakistanu... Kto będzie pracował w europejskich fabrykach? Kto będzie służył w europejskich armiach – czterdziestolatkowie i ludzie od nich starsi?"
Pytania te pozostają aktualne, ale kontekst, w jakim przyjdzie na nie odpowiadać, wydaje się obecnie znacznie mniej dramatyczny, niż przewidywano jeszcze niedawno. W ciągu ostatnich lat w świecie nastąpiły bowiem zmiany, które może nie całkiem unieważniają te ponure prognozy, ale sprawiają, że zawisa nad nimi potężny znak zapytania. Otóż w Trzecim Świecie – w tym, co bardzo ważne, w większości krajów islamskich – dzietność ostatnio spada coraz szybciej.
Uderzający jest przykład Iranu. W latach 70, gdy dokonywała się rewolucja islamska, współczynnik dzietności (czyli przeciętna liczba dzieci, przypadająca na jedną kobietę) wynosił tam 6,5. W tej chwili według bardzo ostrożnych danych amerykańskiej CIA spadł do 1,8 – czyli do poziomu tych krajów europejskich, które przodują na Starym Kontynencie pod względem rozrodczości.
W Algierii ten wskaźnik spadł jeszcze niżej – do 1,75 (poziom Finlandii). W sąsiedniej Tunezji jest to 2,03. W Turcji trzyma się (jeszcze) na zapewniającym odnawialność populacji poziomie 2,15 (przyjmuje się, że tzw. prosta odtwarzalność pokoleń, czyli zapewnienie tego, by dany naród się nie kurczył, wymaga jako minimum dzietności na poziomie 2,2 dziecka) ale wyłącznie dzięki licznej mniejszości kurdyjskiej. Wśród etnicznych Turków dzietność jest już znacznie niższa. Turecki premier Tayyip Erdogan ostrzega w związku z tym (ze znaczną dozą przesady), że jeśli obecne trendy utrzymają się, Turcy przestaną istnieć jako naród jeszcze przed 2040 rokiem...
Jeszcze w 1980 roku nie było ani jednego państwa muzułmańskiego, w którym współczynnik dzietności wynosiłby 2,0 lub mniej. Obecnie na 46 islamskich krajów świata jest takich 21.
Oczywiście, obraz nie jest jednolity. Nadal w wielu krajach islamskich dzietność jest wysoka lub bardzo wysoka. Ale i tam spada. Uderzający jest przykład „demograficznego tygrysa"
-Bangladeszu, którego ludność w ciągu 55 lat (od 1950 do 2005 roku) zwiększyła się o niemal sto milionów. Otóż od 2003 do 2011 roku odsetek dzietności spadł tam z 3.17 do 2,3 i wszystko wskazuje, że będzie spadał dalej. W Indonezji (kraju, w którym mieszka najwięcej muzułmanów na świecie) dzietność spada bardzo konsekwentnie i stabilnie – od 2,61 w 2000 roku do 2,25 w 2011.
Dzietność jak na razie nie spada w islamskich krajach Czarnej Afryki, i nadal utrzymuje się tam na bardzo wysokim poziomie.
Spadek rozrodczości następuje natomiast w społecznościach islamskich imigrantów do krajów europejskich. Od 1990 do 2005 roku wśród żyjących w Holandii kobiet urodzonych w Maroku współczynnik dzietności spadł z 4,9 do 1,9. W latach 70. mieszkające w Niemczech Turczynki miały średnio o dwoje dzieci więcej niż Niemki. Obecnie niemiecka Turczynka ma już tylko średnio o 0,5 dziecka więcej niż jej niemiecka sąsiadka.
– Świat muzułmański znajduje się na krawędzi najszybszego spadku liczby ludności w całym okresie zapisanej historii ludzkości – konkluduje David P. Goldman, autor ksiąźki „Jak giną cywilizacje?", której podtytuł brzmi „I dlaczego Islam umiera również".
Europejskiego kalifatu więc nie będzie. Odsetek muzułmanów żyjących w Unii wprawdzie jeszcze wzrośnie. Według analityków z Pew Centre, think tanku przestrzegającego od lat przed eksplozją demograficzną, z obecnych 6 procent do wzrośnie w 2030 roku do ośmiu. Te dane są wprawdzie trochę złudne, bo są uśrednione dla całej Unii, w której odsetek imigrantów z Południa rozkłada się przecież bardzo nierówno. Ale w każdym razie można powiedzieć, że muzułmanie pozostaną w Europie mniejszością, i w żadnym europejskim kraju, a zapewne nawet w żadnym regionie żadnego europejskiego kraju, nawet nie zbliżą się do granicy 50 procent.
A co z Chinami? Tam zmiany są jeszcze bardziej radykalne. Obecnie poziom dzietności wynosi tam 1,5, czyli jest na poziomie zachodnioeuropejskim. Przy czym poniżej poziomu prostej zastępowalności pokoleń spadł już dawno – w latach 80, i wciąż spada.
Społeczeństwo chińskie już niedługo będzie po prostu społeczeństwem starym, a szybko stanie się bardzo stare. Wizja Chińczyków zajmujących Syberię może przestać straszyć Rosjan – choć oni sami znajdują się w głębokim kryzysie. demograficznym
Kraje, w których dzietność spadła poniżej poziomu zastępowalności, przez pewien czas jeszcze rosną demograficznie – efekty zmian dzietności sa bowiem odłożone w czasie. W 2010 roku ONZ przewidywał, że dzietność na świecie traktowanym jako całość spadnie do poziomu prostej zastępowalności – a potem będzie spadać dalej – około roku 2025.
Zmiany te są efektem wielu czynników. Ważną rolę odgrywa polityka władz państwowych – klasycznym przykładem może tu być realizowana rygorystycznie i miejscami okrutnie chińska „polityka jednego dziecka". Duże znaczenie ma też rozpowszechnianie środków antykoncepcyjnych przez rozmaitego rodzaju agencje zachodnie, wspierane przez miejscowe rządy.
– W Bangladeszu dostępność środków antykoncepcyjnych jest powszechna, są za grosze, a tym którzy mimo to nie mogą sobie na nie pozwolić, pracownicy społeczni dostarczają je dosłownie za darmo – mówi Mehtab Karim, analityk z Pew Forum.
Ale np. w Turcji rządowa polityka depopulacyjna nie była forsowana na skalę nawet porównywalną z chińską, a społeczna kampania na rzecz kontroli urodzeń również nie była porównywalna z tą, której poddawane są kraje Azji południowo-wschodniej, a rozrodczość spada tam bardzo konsekwentnie.
Najważniejszy jest bowiem czynnik konsumpcji. Jak się okazuje, fakt że wygrywa ona z reprodukcją, nie jest fenomenem społeczeństw białych czy też postchrześcijańskich. Jest to zjawisko powszechne. Tam, gdzie ludzie zyskują możliwość oderwania się od codziennej walki o przeżycie, gromadzenia dóbr i konsumpcji, reprodukcja spada.
Kiedy ludzie – niezależnie od koloru skóry czy religii – zaczynają móc dokonywać wyboru między dziećmi a rzeczami, w większości zaczynają wybierać rzeczy.