– Właśnie przekroczyliśmy próg 50 proc. – taka część populacji świata żyje dziś na terenach zurbanizowanych – mówi dr Joan Clos, dyrektor Programu Narodów Zjednoczonych ds. Osiedli Ludzkich. Jest to agenda ONZ, która opublikowała raport "Cities and Climate Change 2011" punktujący zagrożenia, na jakie wystawieni będą mieszkańcy miast w najbliższych latach.
Dane te prezentują się niewesoło. Do 2030 roku liczba mieszkańców miast ma się podwoić, osiągając ponad 5 miliardów. Wówczas mieszczuchy będą stanowić ok. 60 proc. ludności globu. Już teraz co roku ich liczba rośnie o ok. 67 milionów, z czego ponad 90 proc. stanowią ci najbiedniejsi. Powierzchnia obszarów zabudowanych zwiększy się trzykrotnie.
Groźna woda
Wielkie, przeludnione metropolie już teraz są rejonami najbardziej narażonymi na kaprysy klimatu. Ich mieszkańcom zagrażają więc susze, osunięcia ziemi, cyklony i powodzie. Wśród wystawionych na nie obszarów autorzy raportu ONZ wymieniają w pierwszej kolejności Afrykę subsaharyjską, południową i południowo-wschodnią Azję, wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej, zachodnie wybrzeże USA oraz południową Europę.
Duże miasta szczególnie dotkliwie odczuwają coraz częstsze fale upałów. Przykładów nie trzeba daleko szukać. We Francji i Włoszech w latach 2003 i 2006 z powodu gorąca zmarło około 40 tys. ludzi, większość na terenach miejskich.
Coraz bardziej nieprzewidywalne są też huragany i cyklony. Cyklon Nargis w 2008 roku spustoszył gęsto zaludnione wybrzeże Birmy, zabijając 138 tys. osób. Katrina, która w 2005 roku spowodowała powódź w Nowym Orleanie, pochłonęła 8 tys. ofiar. Według wszelkich prognoz liczba i intensywność tego typu zdarzeń mają w najbliższych dziesięcioleciach rosnąć.
Na wybryki klimatu najbardziej narażone są nisko usytuowane metropolie nadbrzeżne, zwłaszcza te leżące w deltach rzek. Raport przygotowany w 2007 roku przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wskazuje ośrodki, w których i tak już olbrzymie zagrożenie powodziami wywołanymi przez fale sztormowe i cyklony jeszcze wzrośnie do 2070 roku.
Na szczycie tego rankingu znalazły się indyjskie metropolie Kalkuta i Bombaj oraz stolica Bangladeszu Dhaka, leżące zaledwie kilka metrów nad poziomem morza. W pierwszej dziesiątce wymieniono też narażone na częste huragany Miami. Te miasta najbardziej odczują skutki podnoszącego się poziomu oceanów. Według różnych analiz do końca tego stulecia może on wzrosnąć o 0,5 – 2 metry. W 2070 roku liczba ludzi narażonych na powodzie zwiększy się trzykrotnie, do 150 milionów – podaje OECD.
Prąd jak rzeka
Wzrost liczby mieszkańców miast oznacza więcej zanieczyszczeń i rosnące zużycie energii. Według prognoz amerykańskiej Energy Information Agency do 2030 roku globalny apetyt na energię ma wzrosnąć o połowę. Już teraz miasta są odpowiedzialne za 70 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych, mimo że pokrywają zaledwie 2 proc. powierzchni globu. Autorzy oenzetowskiego raportu ostrzegają, że brak ograniczeń w tej kwestii jeszcze bardziej napędzi efekt cieplarniany, który najdotkliwiej odczują właśnie mieszkańcy wielkich metropolii. W krajach rozwijających się rozrost miast może spowodować skok emisji o 25 proc.
Raport dodaje, że miasta już teraz powinny się szykować na nadchodzące zmiany: tworzyć osłony przeciwpowodziowe czy ograniczać zużycie energii. W przeciwnym razie pod koniec wieku połowy ludzkości dotknie największy w dziejach kryzys demograficzny.