– Czuję gorycz. Kurmanbek Bakijew powinien stanąć przed sądem. Tak byłoby moralnie. Ale wzięliśmy pod uwagę inne względy. Byliśmy pod presją nie tylko Rosji, Stanów Zjednoczonych, ale i całej społeczności międzynarodowej. Wszyscy bali się wojny domowej w Kirgizji i destabilizacji sytuacji w całej Azji Środkowej – mówi „Rz” wicepremier tymczasowego rządu Temir Sarijew.

Gdyby nowe władze przeprowadziły operację wojskową, która miałaby doprowadzić do ujęcia ukrywającego się na południu kraju Bakijewa, mogłaby się zakończyć niepowodzeniem. Nawet gdyby ujęto w końcu Bakijewa, doszłoby do krwawych starć – obalony dyktator nie tylko otaczał się przyboczną strażą najemników, ale żywy mur wokół niego tworzyli też członkowie jego klanu.

Bakijew uciekł z Kirgizji na pokładzie wysłanego przez prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa samolotu wojskowego. Razem z nim odlecieli, jak powiedział „Rz” przedstawiciel nowego rządu, „żona prezydenta i dwóch synów”. Nie wiadomo, czy wziął ze sobą członków byłego rządu. – Nowe władze mówią ludziom, że o ucieczce Bakijewa zadecydowali Putin, Obama i Nazarbajew. Ale mówią też, że rząd będzie się starać, by Bakijew został sprawiedliwie osądzony za granicą lub wydany Kirgizji. Jeśli tak, to po co go wypuścili? – mówi 42-letni Ismail, który przyszedł na główny plac Biszkeku, by protestować przeciwko uniknięciu odpowiedzialności przez Bakijewa.

Ludzie gromadzili się w piątek nie tylko na placu będącym tradycyjnym miejscem zgromadzeń, ale także przed budynkiem telewizji, domagając się osądzenia Bakijewa. Nastroje były zdecydowanie radykalne.

– Zwykła śmierć przez rozstrzelanie to dla niego za mało. Powinien być przywieziony na plac, a każdy mógłby rzucić w niego kamieniem. Rozmawia się o tym nie tylko w Biszkeku, ale nawet w małych wsiach – mówi jedna z kobiet spotkanych przed tzw. Białym Domem. To właśnie tutaj w ubiegłą środę w krwawych zamieszkach zginęły 83 osoby. Z protokołu sekcji wynika, że wszyscy zostali zabici strzałem w głowę lub lewą stronę klatki piersiowej. Kirgizi nie mają wątpliwości, że Gwardia Prezydencka dostała rozkaz, by zabijać.

– Bakijew śmierć tych ludzi miał wliczoną w koszty swojej prezydentury. Od pewnego czasu podnosił zarobki i dawał mieszkania funkcjonariuszom jednostek specjalnych, by być pewnym ich lojalności. Nie wziął tylko pod uwagę, że ludzie będą tak wściekli, że mimo padających wokół zabitych się nie cofną – mówi „Rz” dziennikarz Uługbek Babakułow.

Obalony prezydent nie przyznaje się do wydania rozkazu strzelania do tłumu. W liście ze swoją dymisją napisał, że to nowe władze ponoszą odpowiedzialność za „niezwykle trudną sytuację”, a on sam ustępuje, kierując się dobrem Kirgizów.

Pięciomilionowa Kirgizja jest miejscem szczególnym pod względem geopolitycznym. Ścierają się tu wpływy Rosji i USA, czego symbolem mogą być istniejące równocześnie bazy rosyjska i amerykańska. Ta ostatnia, znajdująca się na przedmieściach Biszkeku, jest kluczowa dla operacji w Afganistanie.

Jak potwierdził „Rz” wicepremier Sarijew, ważna do lipca umowa o wydzierżawieniu bazy USA została wstępnie przedłużona o rok.

[i]—Maja Narbutt z Biszkeku[/i]