Kurmanbek Bakijew odleciał z kraju samolotem wojskowym. Według komentatorów jego dymisja i wyjazd pozwolą Kirgizji uniknąć wojny domowej. Kilka godzin wcześniej jego ochroniarze musieli strzelać w powietrze, by chronić go przed gniewnym tłumem.

– Precz z Bakijewem! Tak krzyczeli ludzie podczas wiecu na największym placu Osz – opowiadał Bołot Szemijazow, szef MSW w rządzie tymczasowym. Miał to być wiec poparcia dla obalonego prezydenta. Nieoczekiwanie doszło jednak do konfrontacji z tłumem, który zgromadził się w pobliżu, by poprzeć nowe władze. Ochroniarze Bakijewa ściągnęli prezydenta ze sceny, wsadzili do samochodu i kolumna 20 dżipów odjechała w kierunku miejscowości, w której znajduje się dom rodzinny obalonego prezydenta.

– W Kirgizji panuje teraz bandycka władza. Dziękuję, że są politycy, który mężnie mnie wspierają. Azyl zaproponował mi prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko, ale nie przyjąłem oferty – oświadczył potem Bakijew. Ani słowem nie wspominał jednak, że zamierza uciec do Kazachstanu. Kiedy miejscowi dziennikarze siedzieli przed jego domem, czekając na wywiad, nieoczekiwanie zobaczyli startujący z malutkiego lotniska samolot. Współpracownicy Bakijewa potwierdzili, że na jego pokładzie znajduje się prezydent.

Nie jest jasne, czy z Bakijewem uciekli również członkowie jego rodziny. Powszechnie znienawidzony jest jego syn Maksim, który stał się w Kirgizji symbolem korupcji. Rząd tymczasowy oświadczył kilka dni temu, że wydał nakaz aresztowania dla syna i brata prezydenta.

Jeszcze w późnych godzinach wieczornych telewizja kirgiska nie informowała o ucieczce prezydenta. Premier Roza Tunbajewa zapewniała dzień wcześniej, że władze postawią Bakijewa przed sąd, nie pozwolą mu uciec z kraju, bo „ma krew na rękach” i jest odpowiedzialny za śmierć ponad 80 demonstrantów w zamieszkach w Biszkeku.

Z południa Kirgizji napływają wiadomości, że ciągle dochodzi tam do aktów grabieży, zajmowania cudzego majątku i ziemi. Kirgiskie radio nadaje apele mułłów, wzywające do powstrzymania się od grabieży, bo „prawdziwy muzułmanin tak nie czyni”.

Również w Biszkeku jest nadal niespokojnie. Na ulicach nie ma patroli milicji, ale pojawiły się billboardy „Nie bierz tego, co nie należy do ciebie”. Wydaje się jednak, że sytuacja wymyka się nowej władzy spod kontroli.

– Nie wiadomo, kim są młodzi mężczyźni, których grupy krążą po Biszkeku. Część z nich to kryminaliści, ale niektórzy twierdzą, że są „patriotami walczącymi z Bakijewem” lub wręcz reprezentują nowe władze – mówi mi jeden z mieszkańców. Do kirgiskiej agencji prasowej wtargnęła wczoraj grupa kilkunastu uzbrojonych mężczyzn, oznajmiając, że są funkcjonariuszami służby bezpieczeństwa. Kiedy do agencji przyjechał wezwany przez dziennikarzy członek rządu tymczasowego Omurbek Tekebajew, mężczyźni się wynieśli.

Kirgiscy przedsiębiorcy i zagraniczni inwestorzy skarżą się, że zajęto ich konta, splądrowano biura, a także wymusza się od nich pieniądze, grożąc, że w przeciwnym wypadku zostaną wciągnięci na listę osób nielojalnych wobec nowej władzy.

– Boimy się, jak wszyscy w Biszkeku. Przez trzy noce grupa mężczyzn usiłowała wedrzeć się do znajdującej się niedaleko nas siedziby firmy paliwowej i nikt im nie przeszkadzał. Zatrzymały ich tylko grube kraty. Nie chcemy trzymać pieniędzy w sejfie, a rachunki kirgiskich banków są zamrożone – mówi recepcjonista hotelu, w którym mieszkam. – Nikt nie wie, co będzie jutro.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki [mail=m.narbutt@rp.pl]m.narbutt@rp.pl[/mail]