Zaczyna się od drobiazgowej kontroli bagażu. Telefony komórkowe, GPS, obiektywy fotograficzne, "niewłaściwe" książki, radia muszą zostać złożone do depozytu na lotnisku. Dozwolone jest wwożenie kamer, laptopów czy aparatów fotograficznych, ale trzeba się liczyć z tym, że przed odlotem północnokoreańska służba graniczna sprawdzi nagrania i zdjęcia.

Cudzoziemiec nie może podróżować bez "tłumacza" i specjalnych przepustek. Nawet obywatele Korei Północnej nie mogą się swobodnie przemieszczać po kraju. Bywa i tak, że członkowie rodziny mieszkający od siebie w odległości kilkudziesięciu kilometrów nie widują się latami. Biały na zgodę na wyjazd do innej prowincji oczekuje krócej, bo tygodniami, jeśli w ogóle zostanie ona udzielona. Niby można wynająć taksówkę (około pół dolara za kilometr), ale o podróży do Phenianu (czyli Pjongjangu) czy innej miejscowości bez północnokoreańskiego "opiekuna" można zapomnieć.

[srodtytul]Pod okiem "blokowego"[/srodtytul]

Warunki życia w Phenianie są bardzo trudne, choć nieporównanie łatwiejsze od tych, w jakich przychodzi żyć Koreańczykom mieszkającym poza stolicą. Mieszkania zazwyczaj bez ogrzewania i wody, nie mówiąc o ciepłej wodzie. Napięcie prądu, który włączany jest na 2 – 5 godzin dziennie, jest tak niskie, że z ledwością pozwala na rozjaśnienie 40-watowej żarówki.

Mieszkańcy zazwyczaj dogrzewają mieszkania na własną rękę, palą, czym się da w zamontowanych przez siebie piecach. Szyby często zastępuje powiewająca w ramach okiennych folia. W zimie domownicy budują coś na kształt namiotu z folii, tektury i słomy, w którym sypia cała, często kilkupokoleniowa rodzina.

Można poskarżyć się "klatkowemu" na złe warunki mieszkaniowe lub na sąsiada zachowującego się niestosownie. A kiedy to niestosowne zachowanie objawia się np. negacją aparatu władzy lub ustroju państwa, złożenie skargi do tzw. klatkowego staje się obywatelskim obowiązkiem. Można złożyć skargę także u samego "blokowego"

"Klatkowi" i "blokowi" czuwają bowiem nie tylko nad porządkiem w swoim rewirze mieszkalnym, ale i nad "poprawnością zachowania oraz prawidłowością wyrażanych poglądów i myśli". Najważniejsze, by lokatorzy nie burzyli spokoju innych lokatorów, wyrażając na przykład wątpliwości co do słuszności drogi obranej przez władzę czy sytuacji gospodarczej państwa.

Wony nie dla każdego

W stolicy jest kilka sklepów dewizowych, gdzie towary zagraniczne mogą kupować również obywatele Korei Północnej.

Biały bardzo rzadko może płacić wonami. Istnieje bowiem ryzyko, że wszedł w ich posiadanie poprzez nielegalną wymianę. Po kursie czarnorynkowym za jedno euro można uzyskać ponad 4500 wonów, a po kursie państwowym jedynie około 186. Cinkciarstwo nie jest marginalnym zjawiskiem w KRLD, ale jest karane surowo. Grozi za nie kolonia karna, obóz pracy lub jeden z dwóch rodzajów zakładów reedukacyjnych – przez szkolenia i przez pracę przymusową. Dodatkową konsekwencją jest przymusowe wysiedlenie całej rodziny do odległej prowincji.

Wony północnokoreańskie przez pewien czas były niemal całkowicie niedostępne dla turystów zagranicznych także z innego powodu – z obawy przed znieważeniem "Najwyższego Przywódcy". Banknoty były bowiem gniecione lub składane na wizerunku Kim Ir Sena.

Postać prezydenta Kim Ir Sena jest otoczona wielką czcią i sentymentem. Zwłaszcza starsze pokolenie wspomina czasy rządów "Wielkiego Wodza" z rozrzewnieniem i nieukrywaną tęsknotą. Inaczej jest z obecnym przywódcą Kim Dzong Ilem. Biorąc pod uwagę obecną złą sytuację ekonomiczną kraju i brak perspektyw na jej rychłą zmianę, żal północnych Koreańczyków za zmarłym w nocy z 7 na 8 lipca 1994 roku Kim Ir Senem zdaje się być autentyczny i szczery. Tym bardziej że za jego życia obywatele KRLD mogli się cieszyć względnym spokojem jak na owe czasy, lepszą sytuacją geopolityczną w regionie i wewnętrzną w państwie. Sytuacja zaczęła się gwałtownie pogarszać wraz z rozpadem ZSRR.

[srodtytul]Telewizor za 100 pensji[/srodtytul]

Przeciętny mieszkaniec Phenianu jest w stanie przeżyć dzięki systemowi kartkowemu i przydziałom żywieniowym. W ten sposób za kilogram ryżu zapłaci tylko 5 wonów (na bazarze kilogram ryżu kosztuje 1500 wonów, a jabłek około 3000 wonów). Gdyby nie to, przeciętnego Kima nie byłoby stać na kupienie za swoją pensję niczego więcej niż paczki ciastek ryżowych.

Najwyższych oficjeli rządowych i wojskowych stać na wiele więcej. Mieszkają w luksusowych jak na tutejsze standardy warunkach. Oficjalnie ich zarobki nie przekraczają 25 tysięcy wonów. Ale mają dodatki dewizowe, wysokiej rangi oficer wojskowy nawet 1500 euro miesięcznie.

W nielicznych sklepach z elektroniką czy sprzętem gospodarstwa domowego ceny są zazwyczaj około dwukrotnie wyższe niż w Europie. Sprzęt często zalega w sklepie latami, zanim znajdzie nabywcę. Nawet w stolicy rzadko kto może sobie pozwolić na zakup nowej pralki czy telewizora. 32-calowy japoński telewizor LCD kosztuje 190 tysięcy wonów północnokoreańskich, a zarobki pracownika fizycznego nie przekraczają miesięcznie 2 – 3 tysięcy wonów.

[srodtytul]Bajki o kapitalistach na jedynym kanale[/srodtytul]

Aparat propagandy jest bardzo mocno rozbudowany. I obecny na każdym etapie życia, od przedszkola aż po starość. Towarzyszy obywatelom KRLD na co dzień, w postaci ulicznych plakatów, haseł, muzyki, programów telewizyjnych. Do wydajniejszej pracy mieszkańców stolicy nawołują jeżdżące po mieście szczekaczki.

Po powrocie do domu można odpocząć przed telewizorem przy programie nadawanym na jednym kanale przez telewizję państwową (w weekendy dwa kanały). Nawet bajki nie są wolne od elementów propagandy. Animowane postaci ukazują przebiegłych, zdeprawowanych Japończyków, zepsutych "amerykańskich szakali" czy inne wrogie Koreańczykom z Północy nacje kapitalistyczne.

Skutkiem rozpowszechnionej propagandy są przeróżne reakcje obywateli KRLD na białych i innych przyjezdnych. Od gestów przyjaźni i sympatii poprzez oznaki przerażenia aż po wyraźną niechęć czy wręcz wrogość.

Jeśli nawet uda się przełamać barierę językową (znajomość języków obcych wśród północnych Koreańczyków jest niemal zerowa), konwersację zakłóci obawa o jej odbiór przez osoby postronne. Rozmowa taka może zwrócić uwagę służb bezpieczeństwa i stać się powodem podejrzeń o działania wywrotowe rozmawiających. Dlatego zachowując szacunek i kierując się empatią, wskazane jest, by nie wprawiać Koreańczyków z Północy w zakłopotanie poprzez próby nawiązania rozmowy, chyba że takie życzenie wypłynie z ich strony.

[srodtytul]Kobiety nie jeżdżą na rowerach [/srodtytul]

Na ulicach blisko 2,5-milionowego Phenianu niewielki ruch, jak w polskim mieście powiatowym. Raz po raz przemknie rowerzysta. Są to wyłącznie mężczyźni. Podobno uważa się tu kobiety "za nierozgarnięte i stwarzające przez to zbyt wielkie zagrożenie dla ruchu ulicznego".

Szerokimi cztero , sześcio , nawet ośmiopasmowymi ulicami ciągną pojazdy dwu , trój , cztero , pięcio i x kołowe, często prawdziwe zabytki motoryzacji z czasów wojny koreańskiej. Choć są i najnowsze toyoty, mercedesy, BMW czy volkswageny.

Po kolorach tablic łatwo odgadnąć, czy dany pojazd jest wojskowy, rządowy, organizacji pomocowych, służby dyplomatycznej czy cywilny. Rejestracje wojskowe oznaczone są białymi literami i cyframi na czarnym tle, rządowe odwrotnie, organizacji pomocowych i NGO widnieją na żółtym tle, służby dyplomatycznej na granatowym.

Na ulicach sporadycznie spotkać można także pojazdy służb ratownictwa medycznego czy policji, niezwykle rzadko straży pożarnej. Karetki podobno rzadziej wyjeżdżają po chorych niż po zmarłych. Często spełniają funkcję taksówki, wożąc dyrektorów szpitali czy dygnitarzy partyjnych. Służba medyczna nie jest dostępna dla przeciętnego Koreańczyka. W ograniczonym zakresie mogą z niej korzystać wysoko postawieni członkowie partii, oficerowie wojskowi czy kadra administracyjna.

Ze względu na bardzo niski standard medyczny północnokoreańskich szpitali każdy poważniejszy wypadek oznacza dla obcokrajowca konieczność leczenia w Pekinie i wielkie koszty (sam transport pacjenta to wydatek około 25 tysięcy euro). Korea Północna to odrębny zamknięty świat, około 800 kilometrów od Pekinu. I kraj życzliwych ludzi z bogatą historią i tradycją.

Autor jest doktorantem Uniwersytetu Łódzkiego, specjalizuje się w problematyce koreańskiej, w 2009 roku przebywał ponad miesiąc w KRLD