Pierwsze reakcje Waszyngtonu na północnokoreańską groźbę ataku na Koreę Południową (gdzie stacjonuje ponad 28 tysięcy amerykańskich żołnierzy) są spokojne, ale zdecydowane.– Jeśli będą dalej prowokować społeczność międzynarodową, to przekonają się, że przyjdzie im za to drogo zapłacić. Społeczność międzynarodowa mówi bowiem wyraźnie: to jest niedopuszczalne, nie będziemy tego tolerować, nie damy się zastraszyć – oświadczyła ambasador USA przy ONZ Susan Rice.

Rada Bezpieczeństwa, która w poniedziałek przyjęła oś- wiadczenie potępiające próbę atomową przeprowadzoną przez Phenian, obraduje nad przyjęciem nowej rezolucji.

Jak zaznaczyła Susan Rice, będzie to „mocna rezolucja, z zębami”. Według amerykańskiej ambasador „zęby mogą przybrać różne formy” – w tym sankcji gospodarczych.

– Phenian nie respektuje żadnych porozumień, więc nie ma gwarancji, że będzie to robił w przyszłości. Nie wolno dać się wciągnąć w jego grę. Należy go całkowicie ignorować i izolować, zacieśniając sankcje. Kilka lat temu zamrożenie środków finansowych w bankach w Makau boleśnie dotknęło władze Korei Północnej – mówi „Rz” ekspert ds. Azji Wschodniej z Uniwersytetu w Sztokholmie profesor Thomas Hart.

Choć jednak nawet Chiny i Rosja, zwykle bardzo powściągliwe w reakcjach na wybryki komunistycznego dyktatora, ostro potępiły postępowanie Phenianu, to wielu ekspertów ma wątpliwości, na ile skuteczne mogą okazać się nowe sankcje wobec wyjątkowo odpornego na ich działanie reżimu. Tym bardziej że zdaniem Rosji zbytnie przyciskanie Phenianu do muru będzie kontrproduktywne. Eskalacji konfliktu obawia się również Pekin.

– Chiny są wściekłe na Phenian, ale nie zrobią zapewne niczego, co mogłoby doprowadzić do upadku tego kraju, bo zaleje je fala uchodźców – wyjaśnia „Rz” John Feffer z Instytutu Studiów Politycznych w Waszyngtonie.

Zdaniem większości ekspertów jednym z celów północnokoreańskich prowokacji jest zmuszenie USA do podjęcia z Phenianem bezpośrednich, dwustronnych rozmów, czego Amerykanie starali się przez lata uniknąć, nie ufając reżimowi.

– Gdyby Koreańczycy siedzieli spokojnie, spotkaliby się zapewne z takim otwarciem ze strony administracji Obamy jak Iran. Po ostatnich wydarzeniach jest to jednak niemożliwe – uważa Scott Snyder z waszyngtońskiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych.

John Feffer przekonuje jednak, że rozmowy to jedyny sposób na uniknięcie konfliktu. – Doświadczenia pokazały, że wciągnięcie Korei Północnej w negocjacje przynosi pozytywne efekty. Negocjowanie z takim reżimem musi budzić niesmak. Ale najważniejszym celem jest powstrzymanie programu atomowego Korei Północnej, a w dalszej perspektywie jego wyeliminowanie – twierdzi Feffer. Jego zdaniem w dyplomacji można odnieść sukces tylko wtedy, jeśli się ma w miarę przewidywalnego partnera, a przyciskanie Korei Północnej do muru powoduje, że robi się ona coraz bardziej nieprzewidywalna.

Zdaniem Snydera poziom nieprzewidywalności jest tym razem szczególnie wysoki ze względu na trwające w Korei Północnej przygotowania do sukcesji po schorowanym Kim Dzong Ilu.

– Nie można więc wykluczyć, że tym razem zachowanie Phenianu będzie nieco inne niż wcześniej. I to jest najbardziej niepokojąca wizja – ostrzega Snyder.

[ramka][srodtytul]Nieobliczalny reżim, który inwestuje tylko w zbrojenia[/srodtytul]

[i]Kerry Brown, Brytyjski Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych Chatham House[/i]

[b]Czy północnokoreańskie groźby należy brać poważnie, czy to tylko blef?[/b]

Kerry Brown: Trzeba je brać bardzo poważnie. Co prawda Phenian nie pierwszy raz ostrzega, że może użyć siły, ale ponieważ krajem rządzi zupełnie nieprzewidywalny reżim, niewykluczone, że w końcu sprowokuje on konflikt zbrojny. Tym bardziej że z powodu choroby Kim Dzong Ila doszło do walki o władzę między różnymi frakcjami i nie wiadomo, kto pociąga teraz za sznurki oraz jakie są motywacje osób podejmujących decyzje.

[b]Co by się stało, gdyby Korea Północna zdecydowała się na atak bronią konwencjonalną na Koreę Południową, która jest najłatwiejszym celem?[/b]

Mielibyśmy ogromny międzynarodowy kryzys, który mógłby się szybko przerodzić w konfrontację na wielką skalę. Chiny, USA i Rosja musiałyby zdecydowanie zareagować i zrobić to w sposób skoordynowany. Gdyby to się nie udało, Amerykanie – tak jak w latach 50. – mogliby próbować wkroczyć do Korei.

[b]Czy to, że reżim w Phenianie ma broń atomową, nie wyklucza reakcji militarnej?[/b]

Nie. Potencjał nuklearny Korei Północnej jest nadal słabo rozwinięty. Amerykanie musieliby oczywiście ocenić, czy da się przeprowadzić uderzenie, które wyeliminowałoby zagrożenie ataku taką bronią. To byłaby ostateczność, bo konsekwencje konfliktu są trudne do wyobrażenia. Dlatego wszystkie mocarstwa będą starały się go uniknąć.

[b]Amerykanie w latach 90. wycofali broń atomową z Korei Południowej. Czy prezydent Bill Clinton się nie pospieszył?[/b]

Zrobił to, bo nie chciał dawać pretekstu północno- koreańskiemu reżimowi do zbrojenia. Ale bez obaw. Stany Zjednoczone z pewnością dysponują potencjałem nuklearnym w tej części świata.

[b]Jak świat powinien zareagować na ostatnią próbę atomową i groźby Phenianu? Rosja obawia się, że wywieranie presji tylko pogorszy sprawę.[/b]

ONZ musi przyjąć bardzo zdecydowaną rezolucję pokazująca determinację wspól- noty międzynarodowej. Chiny zaś powinny użyć wszelkich form nacisku, aby skłonić Koreę Północną do powrotu do sześciostronnych negocjacji. Kluczowe jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, jakie są jej motywacje. Oczywiście, ponieważ kraj ten jest kompletnie nieprzewidywalny i wielokrotnie łamał już porozumienia, nie ma gwarancji, że jakiekolwiek umowy będą trwałe. Jednak jeśli powrót do negocjacji się nie uda, znajdziemy się w bardzo groźnej sytuacji, bo ten kraj inwestuje wyłącznie w zbrojenia, w nic innego. A głodując, nie będzie miał żadnych skrupułów, by sprzedać technologię nuklearną czy nawet gotową broń takim krajom jak Iran czy Syria, nie wspominając o grupach terrorystycznych jak al Kaida, jeśli tylko będą gotowe za nią zapłacić.[/ramka]