– Jeśli nasi wrogowie podejmą nierozważną próbę przechwycenia naszego satelity, nasze rewolucyjne siły zbrojne bez wahania rozpoczną bezlitosną operację odwetową – ostrzegły władze w Phenianie, dodając, że taka próba doprowadzi do wojny. W reakcji na rozpoczęte wczoraj doroczne ćwiczenia amerykańskich i południowokoreańskich żołnierzy komunistyczny reżim zamknął szczelnie granicę z Południem i zerwał specjalną linię telefoniczną łączącą go z władzami w Seulu.

[srodtytul]Podejrzany satelita[/srodtytul]

Przygotowania do wystrzelenia rakiety potwierdzają również zdjęcia zachodnich agencji wywiadowczych pochodzące z satelitów szpiegowskich. Zdaniem służb specjalnych reżim nie zamierza wcale wystrzelić satelity telekomunikacyjnego, lecz przeprowadzić kolejną już próbę z rakietą Taepodong-2, o zasięgu około 6700 km, co oznacza, że mogłyaby razić cele na Alasce i na Hawajach. Amerykanie już zapowiedzieli, że zestrzelą rakietę, jeśli będzie zmierzała w stronę Stanów Zjednoczonych. Władze Japonii zastrzegły, że zestrzelą każdą rakietę, nawet jeśli rzeczywiście wynosiłaby jedynie na orbitę satelitę komunikacyjnego.

Czy groźby Phenianu należy traktować poważnie?

– Koreańczycy próbują stworzyć atmosferę niepewności co do ich możliwych reakcji na zestrzelenie rakiety – tłumaczy „Rz“ Scott A. Snyder, ekspert ds. Korei w amerykańskim Council on Foreign Relations. Jego zdaniem, jeśli Korea zdecyduje się na wystrzelenie rakiety, Rada Bezpieczeństwa ONZ może rozważyć przywrócenie sankcji przeciw Phenianowi.

[srodtytul]100 procent głosów na "ukochanego wodza"[/srodtytul]

Kim Dzong Il kolejny raz w wyborach do parlamentu zyskał poparcie wszystkich uprawnionych do głosowania w okręgu 333 (trójka jest w Korei uznawana za szczęśliwą liczbę). „To wyraz absolutnego poparcia i zaufania, które pokładają w Kim Dzong Ilu“ – podkreślała z dumą oficjalna północnokoreańska agencja KCNA.

Taki wynik „ukochanego wodza“, podobnie jak frekwencja w niedzielnych wyborach do Najwyższego Zgromadzenia Ludowego, która wynosiła 99,8 procent, nikogo specjalnie nie mogła zaskoczyć. Wybory są bowiem obowiązkowe. Sześć lat temu frekwencja była podobna – do urn poszło wówczas 99,9 procent uprawnionych do głosowania. Tym razem analitycy ze szczególnym zainteresowaniem przypatrywali się wyborom, wielu spodziewało się bowiem, że do parlamentu wejdzie najmłodszy z trzech synów Kim Dzong Ila, 26-letni Kim Dzong Un, co oznaczałoby, że rozpoczął się proces przekazywania władzy. Jednak Kim Dzong Una nie było na ogłoszonej wczoraj oficjalnie liście 687 nowych deputowanych.Zdaniem ekspertów wyniki wyborów potwierdzają, że 67-letni przywódca Korei Północnej, który doznał w sierpniu ubiegłego roku wylewu krwi do mózgu, wkrótce zacznie zastępować starszych członków władz młodszymi.– Niewątpliwie niebawem zostaną podjęte jakieś ustalenia dotyczące sukcesji. Oczywiście, ostatnio pojawia się wiele spekulacji dotyczących tego, czy syn Kim Dzong Ila został już wyznaczony na następcę, ale wydaje mi się, że nikt spoza reżimu nie zna odpowiedzi na to pytanie – mówi Scott A. Snyder.

Analitycy BBC zauważają jednak, że proces przekazywania władzy Kim Dzong Ilowi przez Kim Ir Sena trwał 20 lat.

[srodtytul]Rakieta zamiast fajerwerków[/srodtytul]

Pierwszym zadaniem nowego zgromadzenia będzie wyznaczenie Kim Dzong Ila jako przywódcy Korei Północnej na kolejną pięcioletnią kadencję. Co prawda poprzednia upłynęła we wrześniu zeszłego roku, ale wybory trzeba było odłożyć ze względu na stan zdrowia „ukochanego wodza“.Analitycy wskazują jednak, że Kim Dzong Il całkowicie doszedł już do siebie i z pewnością znów sprawuje pełnię władzy w Korei Północnej. Właśnie ponowny wybór Kima reżim może zechcieć uczcić organizując – zamiast pokazu sztucznych ogni – próbę wystrzelenia rakiety Taepodong-2.