Porywacze, działający w mieście Yueyang, podjeżdżali do bawiących się dwu-trzylatków na motocyklach i porywali je, by następnie sprzedać dzieci w innych częściach kraju. Żądali za nie od 125 do 3800 dolarów – podaje BBC.

– Nie znamy dokładnych statystyk, ale w ubiegłym roku ofiarą handlu ludźmi mogło paść 10 – 20 tysięcy kobiet i dzieci – mówi „Rz” Sisi Liu z oddziału Amnesty International w Hongkongu.

Władze próbują walczyć z tym zjawiskiem – w ostatnich latach przeprowadzono nawet kilka egzekucji osób zamieszanych w handel dziećmi, jednak proceder ten nadal kwitnie w Chinach.

– Głównym katalizatorem tego zjawiska jest polityka jednego dziecka – mówi „Rz” YiYi Lu z brytyjskiego instytutu Chatham House.

– Mogąc mieć tylko jednego potomka, Chińczycy wolą chłopca niż dziewczynkę, więc uważają, że lepiej sobie dziecko kupić, niż czekać – tłumaczy. Według chińskich mediów jedno z porwanych dzieci zostało przez porywaczy porzucone, bo było dziewczynką.

Los dziewczynek jest szczególnie ciężki. Często padają ofiarą aborcji. W biednych regionach wiejskich zdarza się, że rodzice nie rejestrują córek, by móc się starać o jeszcze jedno dziecko. Czasem rodziny same sprzedają córki.

Kilka lat temu – według gazety „China Daily” –na chińskim ebayu pojawiła się oferta sprzedaży niemowląt. Chłopcy byli wycenieni na 3500 dolarów, podczas gdy za dziewczynki żądano około 1600 dolarów. Ofertę szybko usunięto, zdążyło się nią jednak zainteresować kilkadziesiąt osób.