Pół roku przed objęciem urzędu Sundaravej uczestniczył w serii programów prezentujących narodową kuchnię. Kilkakrotnie pojawił się też w nich już jako szef rządu. Opozycja zarzuciła mu złamanie konstytucji, która zakazuje urzędnikom brania pieniędzy od prywatnych firm.
Premier się bronił, podkreślając, że nie był etatowym pracownikiem stacji, tylko dostawał honoraria za udział w poszczególnych odcinkach popularnego programu. Zarobił w sumie nieco ponad dwa tysiące dolarów.
Rządząca Partia Władzy Ludu (PPP) zapowiedziała już, że jeśli premier ustąpi, to i tak zostanie wkrótce potem ponownie desygnowany na stanowisko szefa rządu. Dolało to oliwy do ognia w ogarniętym konfliktem kraju. Monarchistyczna opozycja, która od dwóch tygodni okupuje teren kancelarii premiera, zapowiedziała, że będzie kontynuować protest. – Pozostaniemy tu, dopóki nie wyrzucimy tego rządu – zapowiedział jeden z jej liderów Prapan Kunmee.
Przeciwnicy rządu twierdzą, że Sundaravej to marionetka skorumpowanego Thaksina Shinawatry, premiera obalonego w 2006 roku. Prowadzący kampanię protestów Ludowy Sojusz na rzecz Demokracji (PAD) twierdzi też, że Sundaravej chce przekształcić Królestwo Tajlandii w republikę, obalając cieszącego się sporym szacunkiem króla Bhumibola Adulyadeja. Rząd temu zaprzecza. Demokratycznie wybrany Sundaravej cieszy się dużym poparciem na tajlandzkiej prowincji, podczas gdy opozycję wspierają głównie elita Bangkoku i stołeczna klasa średnia.
—, reuters