Rz: Bał się pan tego, co może się stać po wyborach?

Ijaz Khan: Bardzo. Jeśli społeczeństwo miałoby poczucie, że wybory zostały sfałszowane, kraj pogrążyłby się w chaosie. Na szczęście, po przebiegu wyborów widać, że kraj stał się trochę bardziej dojrzały. I trochę bardziej demokratyczny. Wcześniej wszystkie wybory były fałszowane i robiono to na masową skalę. Teraz jednak też wszystko zależy od władz, które mogą zmienić ostateczny wynik.

Jaki byłby najczarniejszy scenariusz?

Wystarczy popatrzeć na Irak czy Afganistan, by go sobie wyobrazić. Nikt rozsądny nie wierzy w rozpad Pakistanu. Muzułmanie z Pendżabu, Sindh, Prowincji Północnych i Beludżystanu chcą mieszkać we wspólnym kraju, ale chcą mieć coś do powiedzenia. Nacjonalistom z Beludżystanu, którzy toczą wojnę z rządem, chodzi o to, by ta wielka prowincja zamieszkana przez 10 milionów ludzi czerpała więcej korzyści ze swych bogatych złóż gazu. Wszystkie rządy ją zaniedbywały. Gaz doprowadzono do niej na samym końcu i ludzie są tam najbiedniejsi.

Dlaczego demokratyczne władze miałyby skuteczniej walczyć z ekstremistami niż prezydent Muszarraf?

Dyktatura Muszarrafa jest już tak niepopularna, że ludzie zaczęli sympatyzować z ekstremistami, którzy walczą z prezydentem. To niebezpieczne zjawisko. Prawie wszyscy Pakistańczycy czują się jednocześnie zagrożeni przez zamachowców i chcą spokojnego, bezpiecznego kraju, szanowanego za granicą. Jestem pewien, że gdyby czuli, iż dadzą demokratycznemu rządowi zielone światło na rozwiązanie problemu ekstremistów, walka byłaby o wiele bardziej skuteczna, bo radykałowie straciliby część poparcia. Poza tym część z nich sama przestanie używać siły. Wybory przecież przebiegły spokojnie. Było tylko kilka incydentów. To pokazuje, że ludzie chcą mieć prawo do wyrażenia sprzeciwu. Ponieważ Muszarraf do tej pory na to nie pozwalał, niektórzy szukali innych sposobów manifestowania niezadowolenia. Często była to przemoc.

Czy nowy rząd zdystansuje się od USA?

Nie wyobrażam sobie, by Pakistan nie kontynuował sojuszu z Ameryką. Razem z nią będzie prowadził wojnę z terroryzmem. Wiele krajów jest sojusznikami USA, choć niekoniecznie popiera całą ich politykę.