Agnieszka i Vania to ten sam dobry rocznik 1989. Polka była wprawdzie pierwszą juniorką świata, a Amerykanka najwyżej 11., lecz i ona wygrała już turniej WTA w singlu (Bangkok 2006) i deblu. To, że chętnie gra w Azji, nie jest przypadkowe. Rodzice Vani King pochodzą z Tajwanu, wyemigrowali do USA w 1982 roku.

Wygrać z Vanią nie jest łatwo, bo to dziewczyna cierpliwa. Stałym motywem meczów starszej z sióstr Radwańskich jest to, że rywalki atakują jej serwis. King też posłuchała tych podpowiedzi (wcześniej ze sobą nie grały) i atakowała przy każdej okazji.

Skutek łatwo było przewidzieć: w pierwszym secie Polka straciła dwa gemy serwisowe, lecz sama zdobyła trzy przy podaniu rywalki. King prowadziła już 5:3, gdy Radwańska wreszcie zaczęła sobie radzić z własnym podaniem, zdobyła pięć gemów i z rozpędu objęła prowadzenie w drugim secie, który był podobny do pierwszego.

Na szczęście tenisistka z Krakowa tym razem nie pozwoliła na daleką ucieczkę rywalki, a w tie-breaku wykorzystała już pierwszą okazję do wygrania tego prawie 2,5-godzinnego meczu. W następnej rundzie spotka się z Anną Kremer, 98. w rankingu WTA, doświadczoną tenisistką z Luksemburga (33 lata). Grały ze sobą dwa razy w 2007 roku. W Dubaju zwyciężyła Kremer, na trawie w Birmingham Radwańska. Numer 1 turnieju jednak zobowiązuje, faworytką jest Polka.

Młodsza z sióstr Urszula (212. WTA) przegrała 6:7 (1-7), 2:6 ze Słowenką Andreją Klepac (145.). Od tie-breaku rywalizacji nie było, chociaż pierwszy set dawał nadzieję na sukces Polki. Urszuli został jeszcze rodzinny start w ćwierćfinale debla.